Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"
Z okazji Światowego Dnia Wzroku rozmawiamy z Alicją Wojtasiewicz – rehabilitantką wzroku, fizjoterapeutką i autorką OczkoBloga Fizjoterapeuty.
Czym zajmuje się fizjoterapia wzroku? Mówimy o fizjoterapii czy rehabilitacji wzroku?
Za każdym razem, gdy opowiadam o swojej pracy, muszę tłumaczyć, czym się właściwie zajmuję. Wciąż jest to tematyka dość niszowa. Pełna nazwa to rehabilitacja wzroku osób słabowidzących. Jest to głównie dziedzina z zakresu pedagogiki specjalnej, tyflopedagogiki. Oceniam wzrok pod kątem funkcjonalnym, także w kontekście prowadzonej fizjoterapii lub innych działań terapeutycznych.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę „rehabilitacja wzroku” pojawiają się głównie placówki specjalizujące się w leczeniu zeza u dzieci.
W przypadku dzieci zdrowych zez może wynikać z różnych przyczyn, może to być kwestia np. wady wzroku, tego, że jedno oko jest silniejsze lub wielu innych. Tego typu przypadkami zajmują się ortoptyści, optometryści i okuliści. Pracę tyflopedagogów, czyli rehabilitantów wzroku osób słabowidzących, można porównać do pracy fizjoterapeutów zajmujących się osobami z niepełnosprawnościami.
Jaki wpływ na rozwój dziecka ma jego wzrok?
Ponad 80 proc. informacji ze świata zewnętrznego dociera do nas właśnie dzięki zmysłowi wzroku. U ludzi to najsilniejszy ze zmysłów. Jest kluczowy do rozwoju ruchowego czy społecznego, rozwoju mowy, nauki przez naśladownictwo itd. Dzieci z zaburzeniami wzroku od samego początku potrzebują wsparcia, ponieważ są pozbawione wzrokowej motywacji, którą mają rówieśnicy. Wyobraźmy sobie noworodka, który leży na brzuchu, głowę ma ułożoną nisko, patrzy w jedną stronę. Ale gdy coś usłyszy lub zobaczy, zaczyna podnosić głowę. Potrzebny jest do tego motywujący bodziec zewnętrzny. Zdrowe dziecko można wprawić w ruch w ogóle go nie dotykając, tylko pokazując coś, co je zaciekawi. Przykładowo gdy ma już kilka miesięcy, na widok mamy będzie się przemieszczać w jej kierunku. Dziecko, które nie widzi lub widzi bardzo słabo, trzeba wspomóc w inny sposób.
U jak małego dziecka można zaobserwować sygnały sugerujące problemy ze wzrokiem?
U niektórych dzieci możemy to zauważyć już po narodzeniu, gdy gałki oczne wyglądają inaczej, np. mają atypowy kształt bądź rozmiar, widoczne są nieprawidłowości źrenic. To, co zauważymy najszybciej, szczególnie fizjoterapeuci pediatryczni, to fakt, że dziecko nie szuka twarzy, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego. Pierwsze, co wtedy przychodzi do głowy to spektrum autyzmu, ale należy też rozważyć problemy ze wzrokiem lub z napięciem mięśniowym. Inny niepokojący objaw to uporczywe zezowanie. Do trzeciego miesiąca delikatny zez może się okazjonalnie pojawiać, ale jeśli występuje później i jest nasilony, powinniśmy się zaniepokoić. Niektóre dzieci z zaburzeniami widzenia unikają światła, a inne nie reagują nawet wtedy, gdy latarka świeci blisko ich oczu.
Na późniejszych etapach niepokojące są opóźnienia w rozwoju ruchowym. Mogą wynikać ze wspomnianego braku motywacji, ale też lęku – niedowidzące dziecko nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy, gdy wykona ruch, bo nie widzi otoczenia. Tak poważne wady są widoczne stosunkowo szybko. Te mniejsze, jak krótkowzroczność i nadwzroczność, mogą bardzo długo być niedostrzegane. Nieostre widzenie czy dwojenie się dla dziecka, które od zawsze tak widzi, jest czymś naturalnym, więc nawet nie komunikuje nam, że coś jest nie tak.
To trochę tak jak z daltonizmem – długo możemy nie wiedzieć, że inni świat widzą inaczej.
I myślimy, że dla każdego zielony wygląda tak, jak my go postrzegamy.
Kiedy warto zbadać wzrok dziecka?
Nie jest to jeszcze standard, ale warto zbadać wzrok między 3. a 6. miesiącem życia. W tym okresie pojawiają się wszystkie funkcje wzrokowe, choć nie są one jeszcze w pełni ukształtowane (pełny rozwój następuje do 7. r.ż.). Ale choroby, schorzenia i wady wzroku są już dla specjalisty widoczne i możemy zacząć nad nimi wtedy pracować. Rodzice mogą je przeoczyć.
Znam chłopca, którego skonsultowano okulistycznie dopiero pod koniec 3 klasy szkoły podstawowej. Jego mamę niepokoiło, że wciąż słabo czytał. Okazało się, że linijki tekstu „falowały” mu przed oczami, a on nie wiedział, że to nie jest normalne.
Niestety tak późne rozpoznanie to nie jest wyjątek. Wynika to właśnie z tego, że dzieci nie mają odniesienia, nie wiedzą, co powinny widzieć, a poza tym mają dużą zdolność do akomodacji. Dzięki niej są w stanie wiele braków nadrobić, ale z czasem może to przestać wystarczać, np. gdy pojawią się szkolne obowiązki. Dziecko z nieskorygowaną wadą wzroku może szybciej się męczyć, nie lubić czytać, mieć brzydkie pismo i w ogólnie zniechęcić się do nauki. Mogą pojawić się niewyjaśnione bóle głowy, problemy ze skupieniem i wysiedzeniem w jednym miejscu. W ciągu lekcji kilkadziesiąt razy musimy przenosić wzrok z bliży do dali, co w przypadku problemów ze wzrokiem jest bardzo męczące. Dzieci z niezdiagnozowanymi zaburzeniami widzenia często dostają łatkę leniwych, a przyczyna leży zupełnie gdzie indziej.
Co istotne, sama wizyta u okulisty może nie wystarczyć. Lekarz oceni budowę oka czy działanie siatkówki, ale funkcje wzrokowe, które są nam potrzebne do nauki, bada optometrysta lub ortometrysta. Najlepiej odbyć takie wizyty co najmniej półtora roku przed rozpoczęciem edukacji, aby mieć jeszcze czas na ewentualną rehabilitację.
Z jakimi pacjentami ma pani najczęściej do czynienia.
Z racji tego, że długo pracowałam jako fizjoterapeutka z dziećmi z niepełnosprawnościami neurologicznymi i sprężonymi, badam funkcjonalnie wzrok w tej grupie dzieci. Najczęściej to pacjenci z mózgowym porażeniem dziecięcym lub z chorobami genetycznymi, czasami są to dzieci z zaburzoną mowę werbalną, które zaczynają uczyć się komunikacji alternatywnej. Zajmuję się nimi także dlatego, że tradycyjne badanie wzroku może być u nich niemożliwe lub bardzo trudne do przeprowadzenia. Czasem dostrzegam konieczność konsultacji z okulistą i wtedy wysyłam pacjenta do takich specjalistów, którzy są w stanie ich zbadać.
Proszę opowiedzieć więcej o funkcjonalnej ocenie widzenia.
To że ktoś ma retinopatię wzrokową bądź nadwzroczność czy krótkowzroczność, niewiele mówi nam o tym, jak używa wzroku na co dzień. W zależności od tego, czego potrzebujemy, próbujemy ustalić preferowany bodziec, na jaki dziecko reaguje, np. czy powinien być kolorowy, czarno-biały, świecący, a może wręcz nie może być świecący? Gdzie powinniśmy pokazywać zabawkę, aby dziecko ją zauważało: w centralnym polu widzenia, w obwodowym, z lewej czy prawej strony? Wystandaryzowanymi testami badam ostrość widzenia, wrażliwość na kontrast, widzenie przestrzenne. Zadania, które stawiam przed dziećmi są dostosowane do wieku, oceniam ich rozwój poznawczy wzroku na danym etapie życia. Badam też świadomość dziecka dotyczącą jego ciała w przestrzeni – rozpoznawania części ciała, poruszanie się, znajdowanie konkretnych rzeczy, przechodzenia przez drzwi itd.
Szukamy plusów i minusów związanych z funkcjonowaniem oraz oceniamy, czy dane trudności da się przezwyciężyć czy trzeba szukać adaptacji. Miałam sześcioletnią pacjentkę z MPD w normie intelektualnej, która przemieszczała się głównie na wózku aktywnym. W różnych sytuacjach niespodziewanie traciła równowagę, np. podczas karmienia. Okazało się, że ma zaburzenie dolnego pola widzenia, przez co dużo później lub wcale nie zauważa rzeczy poniżej nosa. Dlatego np. nie widziała, co je. Gdy chciała zobaczyć, co ma na talerzu, cała się nad nim pochylała. A ponieważ ma też problem z pozycją siedzącą, zdarzało się, że traciła przy tym równowagę. Gdy poruszała się przy chodziku, zdarzało się, że się zatrzymywała i pochylała, żeby zobaczyć, co ma pod stopami i też traciła równowagę. Gdy leżała na leżance podczas masażu, co chwilę dochodziło do napięcia całego ciała. Dziewczynka podnosiła głowę, aby widzieć terapeutkę, z którą rozmawiała. Podniesienie zagłówka rozwiązało sprawę. A podczas jedzenia zasugerowałam aby najpierw pokazywano jej talerz w centralnym polu widzenia lub stawiano go na podwyższonym stole.
Czy tak ograniczone pole widzenia można jakoś „naprawić”?
Pamiętajmy o istnieniu neuroplastyczności mózgu. Ludzki mózg, a szczególnie dziecka, jest bardzo plastyczny, więc są szanse na poprawę. Jedynie trzeba najpierw poznać etiologię tych zaburzeń, zbadać pacjenta i określić realne do stanu cele terapeutyczne.
Żeby zajmować się rehabilitacją wzroku osób niedowidzących nie trzeba być ani fizjoterapeutą, ani okulistą?
Nie. Gdy po latach pracy jako fizjoterapeutką zaczęłam studia podyplomowe na Akademii Pedagogiki Specjalnej, byłam pewna, że na sali wykładowej zobaczę tłum fizjoterapeutów. Bardzo się zdziwiłam – byłam jedyną fizjoterapeutką. Studentami byli głównie pedagodzy, teflopedagodzy i ortoptyści. W mojej pracy wiedza fizjoterapeutyczna jednak bardzo mi się przydaje i łączę obie dziedziny, moi pacjenci potrzebują wsparcia nie tylko w kwestii widzenia.
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"