Teraz czytasz
Musiałam być dzielną babą

 

Musiałam być dzielną babą

+7
Zobacz galerię

Rozmowa z Moniką Chruściak, laureatką pierwszej  nagrody w Plebiscycie Medycznym Hipokrates 2022 za najbardziej cenioną i lubianą fizjoterapeutkę w Polsce.

Czy zawód fizjoterapeutki to była Pani pierwsza opcja w wyborze ścieżki zawodowej?

Nie. Na początku chciałam być policjantką. Ale mama mi uświadomiła, że przecież tam trzeba mieć dobrą kondycję fizyczną, a ja niestety zawsze byłam bardzo słaba z WF. Na biegach przełajowych ledwo dobiegałam jako przedostatnia. To że nie byłam ostatnia, traktowałam jako duży sukces.

To co sprawiło, że słaba kondycyjnie wówczas Monika, zdecydowała się zdawać na  fizjoterapię?

Anna Grzeszczak, moja nauczycielka od biologii i chemii w gimnazjum. To jej zasługa, choć ona nawet o tym nie wie. Tak ciekawie prowadziła zajęcia, że chciałam być taka jak ona. Mieć taką wiedzę. Przy niej łatwo mi było wszystko zapamiętać i chłonęłam informacje. Potem poszłam do liceum, do klasy biologiczno-chemicznej, i dalej już jakoś samo poszło.

 To miała Pani od początku ułatwione zadanie.  

Tak, ale tylko na początku. Pochodzę z malutkiej miejscowości Postoliska w powiecie wołomińskim. Mieszka tam około 1300 osób. Stamtąd jeździłam na uczelnię i na praktyki do Warszawy. Wstawałam o godz. 3.30, żeby zdążyć na uczelnie. Wracałam do domu ostatnim autobusem. Potem było mi łatwiej, bo wynajęłam z koleżanką stancję w Warszawie.

Nie obyło się jednak bez poświęceń. To dlatego Pani powtarza, że bez poświęcenia nie ma zwycięstwa?

Tak. Gdy chce się coś bardzo osiągnąć, trzeba się liczyć z trudnościami. Gdy ubiegałam się o pracę w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie, to zaczynałam od masażu. Ówczesny kierownik powiedział, że jestem za krucha, za malutka, żeby pracować jako fizjoterapeutka. A przecież masaż to zajęcie wymajające dużej siły fizycznej. Ale jak widać, wszystko się udało. Gdy pomyślę o minionych latach, to uważam, że teraz mam luksus. Jeżdżę swoim autem, a droga do domu zajmuje mi najwyżej 20 minut. Jestem zadowolona z mojej pracy.

Mówi Pani, że zaczynała od masażu. Czy nie przeszkadza Pani, że  fizjoterapeutę kojarzy się często jedynie z masażystą?

To prawda. Często też jesteśmy nazywani fizykoterapeutami, a fizykoterapia to tylko część pracy fizjoterapeuty. Ja na przykład pracuję bardzo kontaktowo z pacjentem. Fizjoterapia to praca z chorym człowiekiem lub osobą po ciężkich urazach. Pomagamy pacjentom dojść do lepszej sprawności po udarach, zawałach, ciężkich operacjach.

Fizjoterapeuta to przecież trzecia najliczniejsza grupa wśród zawodów medycznych, zaraz po lekarzach i pielęgniarkach. Pomagacie często bardzo ciężko chorym pacjentom.

Pandemia pokazała to bardzo wyraźnie. Na co dzień pracuję z pacjentami urazowymi, ale podczas pandemii miałam do czynienia z ludźmi w różnych stanach i z różnymi bardzo poważnymi chorobami, komplikacjami po covidowymi.

Wtedy to był poligon dla medyków.

To prawda. Prawie półtora roku pracowałam na oddziałach covidowych. Nie miałam wcześniej styczności z takimi pacjentami. Pomagaliśmy, jak mogliśmy.

I tam specjalistyczna wiedza fizjoterapeutyczna była na wagę złota.

Tak. Tam byli pacjenci z powikłaniami neurologicznymi, kardiologicznymi i pulmonologicznymi. Rehabilitacja oddechowa takich pacjentów znacznie różni się od tej, którą prowadzę z pacjentami ortopedycznymi czy po urazach. To bardzo ważne, żeby dokładnie wiedzieć, co robić z takim chorym. Bardzo się stresowałam, gdy zajmowałam się np. pacjentem z ciężkimi powikłaniami kardiologicznymi. Stale myślałam, czy mogę z nim przejść kolejne dwa lub trzy kroki. Nie miałam pewności, na ile sobie mogę pozwolić, lub czy on nagle nie straci oddechu.

To ogromny stres i jeszcze większa odpowiedzialność.

Tak. Zawsze uważałam się za silną babę, ale po 15 miesiącach pracy na oddziałach intensywnej terapii z pacjentami covidowymi załamałam się. Przyszedł taki moment, że obudziłam się o 2 w nocy. Nie mogłam oddychać, a serce jak gdyby chciało mi wyskoczyć z piersi. Widziałam już u siebie wszystkie objawy covidowe. A tak naprawdę okazało się, że dostałam ataku paniki. Odesłali mnie na kilka dni do domu i kazali odpocząć. To naprawdę był poligon.

Mimo tak ciężkiego sprawdzianu, powstała Pani jak Feniks z popiołów i teraz jest Pani uważana za najlepszą fizjoterapeutkę.

Nie jestem najlepsza. Ja po prostu jestem bardzo empatyczna i współczuję swoim pacjentom. Na uczelni miałam świetną wykładowczynię od psychologii klinicznej, dr Elżbietę Trylińską-Tekielską. Zajęcia z nią bardzo pomogły mi później w pracy z pacjentami. Swoją drogą uważam, że teraz jest za mało zajęć z psychologii. A my przecież, pracując z pacjentami, możemy się w pewnym stopniu określić jako taka „tańsza wersja psychologa”. Gdy pacjent się kładzie na leżance, to my oprócz tego, że wykonujemy pracę fizjoterapeuty, jesteśmy też swego rodzaju spowiednikiem, doradcą, terapeutą. Żartujemy czasem, że moglibyśmy zakładać stułę i słuchać, i słuchać…

Ale do tego trzeba jeszcze lubić ludzi. To przecież od pacjentów otrzymała Pani nagrodę dla najlepszego fizjoterapeuty 2022 roku.

Uważam, że na tę nagrodę zasługuje cały zespół, z którym pracuję w Zakładzie Usprawniania Leczniczego Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Wszyscy pracujemy tu bardzo ciężko. Niektórzy nawet od 15 lat. Ja tu pracuję dopiero od ośmiu, a na terapii indywidualnej od pięciu. Na początku podpatrywałam, jak pracują moi koledzy i koleżanki. To też dzięki nim ta nagroda trafiła do mnie.

 Jest Pani bardzo skromna.

Nie, ja po prostu lubię swoją pracę i lubię swoich pacjentów. Ale oni nie mają ze mną łatwo. Dla mnie nie ma wymówki, że pacjent nie może. On musi postarać się wykonać dane ćwiczenie. Ja mu to ułatwię w pewien sposób, ale on musi dać z siebie jak najwięcej. W ten sposób pokazuję, że w niego wierzę i jest mu łatwiej iść do przodu. Wtedy są efekty.

Nie odpuszcza Pani im tak samo jak sobie samej?

Chyba tak. Działam jak żołnierz. Zadanie – wykonać! Na 100 procent! Pacjentów trzymam tak długo, że czasem koledzy mówią: „Monia, za długo, wypuść pacjenta do domu”. Teraz mam takiego pacjenta z Ukrainy. Bez czterech palców, pozostał mu tylko kciuk. Młody chłopak. U nas nie stosuje się „zaprotezowania”, ale uzgodniłam z jednym z naszych lekarzy, że poszukamy dla niego odpowiednią placówkę. Chociaż to nie moje zadanie i to pacjent powinien o to się postarać, ale wiem, że on sobie nie poradzi, bo jest w obcym kraju, słabo mówi po polsku. Jego pracodawca też się mocno angażuje. Więc będę robić wszystko, aby znaleźć dla niego placówkę, w której mu zrobią tę protezę. No i wtedy poczuję, że zadanie wykonałam na 100 procent.

To dlaczego jest Pani zaskoczona, że dostała tę nagrodę od pacjentów?

Redakcja poleca

Pewnie, że jestem zaskoczona, bo ja w życiu niczego nie wygrywałam. Jedyne co, to w trzeciej klasie podstawówki w konkursie recytatorskim za wiersz Jana Brzechwy „Na straganie”.

Bije z Pani niesamowity optymizm. Pacjenci też na pewno to czują.

Bo moje życie się tak ułożyło, że dużo osób mi pomagało, ale i do wielu rzeczy musiałam sama dochodzić. I musiałam być dzielną babą, bo było nas dwie siostry i mama. Mama sama nas wychowywała. Musiałyśmy sobie same radzić. Dlatego ciężka praca nie jest mi obca. A pacjenci to chyba widzą i mimo tego, że od nich wiele wymagam, to do mnie wracają, powierzają też w moje ręce swoich bliskich i znajomych. Ufają, że im pomogę. Często koledzy w pracy chcą mi pomóc. Ale ja nie chcę. Wiem, że choć jestem drobna, to dużo potrafię i zrobię to dobrze. Proszę Pani, ja nawet głupio się czuję, jak ktoś mnie w drzwiach przepuszcza.

Czyli perfekcjonistka? Z tym niełatwo się żyje.

Jestem osobą poukładaną. Muszę sobie rzeczy poszufladkować. Kocham swoje życie i mój kalendarz. Jak wszystko z kalendarza mam odhaczone, gdy wiem, że wykonałam to sama, wtedy czuję satysfakcję.

Pani praca to jednak nie tylko praca z pacjentem, dochodzi papierologia, czyli wspomniany kalendarz czy karta pacjenta. Rozumiem, że to Pani nie doskwiera?

Pewnie Pani nie uwierzy, ale ja wszystkich swoich pacjentów pamiętam. Nawet na ulicy ich rozpoznam. Gdy usłyszę na oddziale znajome nazwisko, to wiem, że ten człowiek był moim pacjentem, nawet jeśli to było osiem lat temu. Co więcej, ja jestem w stanie powiedzieć, z jakim problemem do mnie przychodził. To może śmiesznie zabrzmi, ale czasami pamiętam nawet ich PESEL. Jak tak się wklepuję tysiące razy w system te dane, to można je zapamiętać.

Ta karta jest też potrzebna, czy to do ZUS, czy do prywatnych ubezpieczeń pacjentów. Można przeczytać, jaką pacjent miał historie choroby, jakie były jego postępy. Gdy wróci z tym samym czy innym urazem, mamy też do czego się odnieść, wszystko widzimy.

Nie chce mi Pani powiedzieć, że wszystko tak pięknie wygląda. Praca z pacjentami też przecież jest męcząca. Przecież kiedyś trzeba złapać oddech, a czas nie jest z gumy.

Tak. Ja już to kiedyś powiedziałam: nigdy w pracy nie wypiłam ciepłej kawy. A jestem kawoszką i piję po sześć dziennie.

To jak Pani odpoczywa? Napisała Pani na Facebooku, że każdy powinien mieć swoje okno na świat. Czy dla Pani są to góry widoczne na zamieszczanych zdjęciach?

Och tak! Bo ja jestem góroholiczką. Wspinam się i chodzę po górach. I często wtedy myślę, że podobnie jest z moim życiem – idę po swoich szczeblach, ale czasem się zatrzymuję. Ale potem znów idę do przodu. Kocham przyrodę. Czasem siadam sobie na jakiejś górze i obserwuję. I widzę, jak się zmienia. Rodzi się, dojrzewa, obumiera czy zamiera i potem znów wstaje, ożywia się i rozwija na wiosnę. I wtedy też często przychodzą mi na myśl moi pacjenci. Porównuje te zmiany przyrody do nich. Gdy przychodzą w ciężkim stanie, są takim osłabionym ziarenkiem, które z czasem powoli kiełkuje, a potem w pełni rozkwita jak piękny kwiat. Tak z nimi jest. Po ciężkiej pracy nad sobą i mozolnej rehabilitacji odrzucają swoje kule i znów ruszają do życia. Czasem nawet uprawiają później sport – jeden z moich pacjentów zdobył Kilimandżaro. To jest piękne!

Monika Chruśniak
Ukończyła studia magisterskie zaoczne w Wyższej Szkole Rehabilitacji w Warszawie. W zawodzie pracuje od ośmiu lat, od początku w Zakładzie Usprawniania Leczniczego (ZUL) Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Podczas studiów trenowała boks. Jej sposobem na relaks są wypady w góry, czytanie poezji i taniec.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
19
Przykro
0
Super
21
wow
9
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry