A czy w ogóle powinni?
O ile na pewnym etapie pacjenci chcieliby lepiej funkcjonować bez obecności fizjoterapeuty, o tyle idea samodzielnych ćwiczeń wydaje się mieć sens.
„Orto” to nie „neuro” – kwestia liczby powtórzeń
Łatwo jest ulec pokusie i wszystkich pacjentów wrzucić do jednego worka z napisem „trening funkcjonalny”. Wystarczy ustalić liczbę powtórzeń, serie i obciążenie. Czy takie podejście ma sens? To zależy. Konkretnie od wartości, jakie zaaplikujemy każdemu pacjentowi. Trzeba mieć na uwadze strukturę, na jaką chcemy wpłynąć oraz bodźce, jakich ta konkretna struktura potrzebuje. Przykładowo, aby poprawić siłę mięśnia wystarczy od kilku do kilkunastu powtórzeń wykonywanych w kilku seriach przez krótki czas. Dla odmiany, aby poprawić funkcjonowanie układu nerwowego tych powtórzeń potrzeba już kilkaset, bo dopiero wtedy formują się nowe połączenia pomiędzy synapsami.
Co tak naprawdę się zmienia?
Nie jest tajemnicą, że celem naszych działań jest poprawa funkcjonowania pacjenta. Co jednak za tym stoi? Co tak naprawdę się zmienia? W mojej opinii są to struktury. I nie mam na myśli struktur w znaczeniu tylko mięśni, stawów itp. Myślę także o strukturach nerwowych odpowiedzialnych za to, jak pacjent się porusza, co wtedy czuje i jak reaguje na te odczucia. Chodzi o reorganizację jego układu nerwowego, czyli neuroplastyczność. Koniec końców to przecież układ nerwowy zarządza systemem, jakim jest ciało.
Jak to wygląda w praktyce?
Zdarza się, że w czasie terapii pacjent fantastycznie wykonuje zlecone zadania. Świetnie radzi sobie nawet z trudnymi czynnościami. Tymczasem po powrocie do domu już tak dobrze mu nie idzie. Nie dość, że nie wykonuje zadania w wystarczającym zakresie, to jeszcze wykonuje je nieprawidłowo. Jest to prosta droga do frustracji obu stron, zarówno pacjenta („chyba jestem głupi”), jak i fizjoterapeuty („tyle wysiłku włożyłam, a on się nie stara”). Tymczasem wyjaśnienie jest dość proste.
Najgorsze jest pierwsze 10 tysięcy powtórzeń
Tak na studiach mawiał prof. Seyfried. Dziś wiem, że miał na myśli jedyny słuszny stan godny fizjoterapeuty – doskonałość. Tyle bowiem potrzeba, aby osiągnąć poziom ekspercki w jakiejś dziedzinie.
Jeśli chodzi o pacjentów, warto odnieść się do analizowania ich zachowań poprzez pryzmat neuroplastyczności. Dotyczy ona bowiem nie tylko organizacji połączeń pomiędzy neuronami, ale także mocy, z jaką te połączenia działają. I tutaj dochodzimy do sedna „porażek terapeutycznych” i „niewspółpracujących pacjentów”. W tak krótkim czasie, jakim jest sesja terapeutyczna, trudno uzyskać nowe połączenia pomiędzy neuronami (przypominam, potrzeba tych powtórzeń kilkaset!) Stosunkowo łatwo jednak wpłynąć na neuroprzekaźniki, które wzmocnią nawet słabe połączenia – wtedy pacjent wykonuje zadanie doskonale. Niestety po powrocie do domu „chemia” już nie działa, więc odtworzenie zadania na poziomie gabinetowym jest po prostu trudne.
Co więc zrobić?
Upraszczać! Upraszczać zadania domowe. Tylko tyle i aż tyle. To normalne, że w domu trudno wykonać to samo, co w gabinecie. Potraktujmy to jako potencjał do pracy oraz perspektywę sukcesów dla naszych pacjentów.
Samych sukcesów życzę w terapii i nie tylko!
GDZIE ZNALEŹĆ WIĘCEJ INFORMACJI?
Tutaj przeczytasz więcej o neurogenezie i neuroplastyczności:
https://joannatokarska.pl/jak-hodowac-neurony/
Tutaj obejrzysz film o pracach domowych:
https://youtu.be/pBde9apuc8Y
Tutaj posłuchasz o fizjoterapii:
https://soundcloud.com/fizjopozytywnieozdrowiu