Teraz czytasz
Nie ma drogi na skróty

 

Nie ma drogi na skróty

+2
Zobacz galerię

Lubię mieć przed sobą jakieś wyzwanie, to mnie napędza. Poza tym kocham adrenalinę! – mówi Joanna Markucka, fizjoterapeutka, sportsmenka amatorka i triathlonistka.

Joanna ciągle szuka czegoś nowego. Zaliczyła skok ze spadochronem i różne skoki na bungee, w tym ten wymarzony, z 220-metrowego muru zapory Contra w Szwajcarii w Dolinie Verzasca. Ten sam, który wykonał Pierce Brosman jako agent 007 w filmie „Goldeneye”.  I kiedy już sobie ten skok wymyśliła, to okazało się, że nie może znaleźć chętnych na wyjazd i skok razem z nią. Cierpliwie więc czekała na kogoś, kto będzie chciał spróbować czegoś więcej niż skok z 50-metrowego wyciągu. Po dwóch latach od pomysłu znalazła chętnych i zaczęła się przygotowywać do wyjazdu. Do Szwajcarii pojechała z dwoma kolegami. – Wszyscy skoczyliśmy i było wspaniale! – opowiada dzisiaj.

Kolejnym wyzwaniem, jakie Joanna przed sobą postawiła, był skok z nieistniejącego już dzisiaj, bo wyburzonego w połowie 2022 r., 222-metrowego komina w Głogowie. Udało się. Joanna nie ma lęku przestrzeni ani lęku wysokości, dlatego skakać na bungee mogłaby pewnie bez ograniczeń, szybko jednak okazało się, że to wyzwanie już nie daje jej adrenaliny i radości, więc zaczęła szukać czegoś innego.

Morderczy dystans

W 2018 r. wyjechała do Tajlandii z kadrą polskich pływaków przygotowujących się wówczas do mistrzostw Europy. Opiekowała się tam jako fizjoterapeutka ówczesnym wicemistrzem świata w pływaniu na 800 metrów Wojciechem Wojdakiem. To był czas intensywnej pracy zarówno dla zawodnika, dla trenera, jak i dla Joanny. Ale przy okazji udało się jej podczas tego wyjazdu poznać dziewczynę, która w tym samym czasie w brała udział w zawodach Ironman (3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze, 42,2 km biegu). Morderczy dystans, w dodatku w różnych dyscyplinach sportowych.

Ta nowa znajomość stała się dla Joanny przełomem. Wcześniej myślała, że aby wziąć udział w Ironmanie, trzeba być świetnym w każdej z trzech składowych dyscyplin. Tymczasem okazało się, że poznana zawodniczka doskonale radzi sobie z bieganiem i jazdą na rowerze, a w pływaniu jest po prostu dobra, ale nie wybitna. W głowie Joanny zaczął kiełkować nowy pomysł. I, jak dziś wspomina, wtedy uczepiła się myśli, że można w czymś nie być świetnym, a i tak próbować. Postanowiła, że daje sobie rok na przygotowania.

I tak zaczęła się jej przygoda z triathlonem. Początkowo przygotowywała się sama jednak po kilku miesiącach  dotarło do niej, że potrzebuje profesjonalnego wsparcia. Teraz w każdą niedzielę dostaje od trenera rozpisany na cały tydzień trening. Aktualnie trenuje średnio 17h tygodniowo. – Nigdy nie pytałam trenera, dlaczego coś mam robić tak, a nie inaczej, i co mi ma to dać. Po prostu stosuję się do jego zaleceń i ufam mu. Uważam, że w relacji trener-zawodnik to zaufanie jest bardzo ważne.

Zachwyt i bolące mięśnie

– Był czas, w którym więcej imprezowałam i szalałam, ale mam to już za sobą i nie tęsknie za tym. A sport był w moim życiu zawsze obecny – opowiada Joanna. W podstawówce trenowała pływanie, w liceum biegała, a potem poszła na AWF w Krakowie. Zawsze więc uprawiała jakiś sport, oczywiście z większym lub mniejszym zaangażowaniem.

A kiedy pytam, w której dyscyplinie czuje się najlepiej, to bez wahania odpowiada, że rower zawsze był jej największą miłością. Chociaż przyznaje, że to zależy od dnia – czasem nienawidzi pływania, czasem nie lubi biegania, a czasem przeklina rower.

Opowiada o corocznych wakacjach w Hiszpanii, w czasie których razem z koleżanką każdego dnia pokonują około 100 km, jeżdżąc po górach. – Oczywiście bywa ciężko, rozsadza mięśnie czworogłowe uda, ledwo się oddycha, ale jak już wyjedzie się na szczyt, to szybko się o tym zmęczeniu zapomina – opowiada. Taki wyjazd to też okazja do spotkań towarzyskich, na trasie są knajpki urządzone specjalnie dla miłośników rowerowych wypraw. – To jest poczucie bycia częścią grupy fantastycznych ludzi, którzy też kochają sport i aktywny tryb życia.

Joanna lubi uregulowany tryb życia. Jest zdyscyplinowana, systematyczna i konsekwentna. Dwa lata temu zdobyła tytuł Wicemistrzyni Polski Kobiet na dystansie Ironman, a od niedawna może się też pochwalić medalem i tytułem Sportowca Roku-kobiety za 2023 r. w Tarnowie (gdzie na co dzień mieszka i pracuje). A jednak zawodowy sport zawsze ją odstraszał. Bo, jak mówi, to ciężka i niewdzięczna praca, a ludzie doceniają sportowców tylko wtedy, kiedy osiągają sukcesy, a później szybko zapominają. Poza tym Joanna już w liceum wiedziała, że chce być fizjoterapeutką. Jako wolontariuszka trenowała wtedy pływanie z niepełnosprawnymi nastolatkami, którzy brali udział w olimpiadach specjalnych. Widziała jak bardzo rehabilitacja im pomaga i ile dzięki odpowiednim ćwiczeniom można zdziałać.

Metoda małych kroków

Uprawianie sportu, nawet amatorsko, bardzo pomaga jej w życiu zawodowym. – Wymagam od swoich pacjentów podstawowej aktywności fizycznej i zaangażowania. Staram się im tłumaczyć, że choćbym nie wiem, jak się starała, a oni po zakończeniu terapii nie będą ćwiczyć i wrócą do swojego starego trybu życia, to ich problemy ze zdrowiem też powrócą. Chodzi o zmianę nawyków, zarówno tych związanych z ruchem i codziennym funkcjonowaniem, jak i tych dotyczących odżywiania.

Redakcja poleca

Sama zawsze ma z góry zaplanowany cały tydzień. Każdego dnia wstaje o 5.00 po to, żeby o godzinie 6.00 być już na basenie, a o 7.30 w pracy. Doskonale wie też, że nie zawsze chce się ćwiczyć, że zawsze znajdzie się powód, żeby trening odpuścić albo przełożyć na inny dzień. Ale nie należy tego robić.

Po rehabilitacji pacjenci często wpadają w euforie i zapowiadają, że teraz to będą ćwiczyć codziennie. Wtedy Joanna przekonuje ich, żeby zaczęli od spacerów albo szybkich marszy dwa, trzy razy w tygodniu i zwiększali aktywność dopiero po jakimś czasie. Bo jak ktoś nigdy nie ćwiczył i nagle rzuci się na głęboką wodę, to po dwóch tygodniach będzie tak zmęczony, że znowu odpuści i nie wróci do ćwiczeń do czasu kolejnego bólu i następnej rehabilitacji.

Joanna wie, także na podstawie własnego doświadczenia, że metoda małych kroków i wyznaczanie sobie celu sprawdza się znacznie lepiej.

A kiedy słyszy, że ktoś nie ma czasu na ćwiczenia, to namawia, żeby przez kilka dni z rzędu zapisywał, ile czasu ogląda telewizję albo przegląda media społecznościowe. A potem przyjrzał się temu i zobaczył, czy rzeczywiście nigdzie nie można znaleźć kilku minut na spacer, marsz lub serię ćwiczeń w domu. – Staram się pacjentów przekonać, że dobrze ich rozumiem, ale wiem też, że nie ma drogi na skróty.

Zdjęcia w artykule pochodzą z facebook.com/joanna.markucka.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
1
Przykro
0
Super
3
wow
0
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry