Za nami rok pandemicznej izolacji, dla większości oznaczający zmniejszenie aktywności fizycznej i deklarowaną, przynajmniej przez niektórych, tęsknotę za sportem. Czy wraz z nadchodzącą wiosną spodziewa się Pan większej liczby pacjentów w swoim gabinecie?
Myślę, że ten rok nie będzie wyjątkowy. Zawsze okres wiosenny to jest czas, w którym pacjenci budzą się, jak niedźwiedzie z zimowego snu i podejmują aktywności, które ich zdaniem pozwolą im odzyskać formę przed latem. Niestety nie zawsze w bezpieczny sposób. Niektórzy mimo że nigdy nie ćwiczyli albo spędzili ostatni rok przy biurkach, stwierdzą, że zostaną maratończykami albo porwą się na udział w triathlonie. To moi potencjalni pacjenci. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że powrót do aktywności to długotrwały proces. Adaptacja organizmu nie trwa 2–3 tygodnie, a kupienie nowych butów czy roweru nie załatwi sprawy. Warto zacząć od treningu mobilności i odbudowania swoich zakresów ruchu, zamiast od razu zafundować organizmowi ekstremalny wysiłek. Rolą fizjoterapeuty jest uświadomienie tego pacjentom.
Zdarza się, że pacjent przychodzi do Pana po to, aby pomógł mu w tym procesie?
Niestety rzadko i są to najczęściej te osoby, które doświadczyły już kontuzji i wracają z pytaniem o wybór konkretnej aktywności zgodnej z możliwościami ich organizmu.
Więc jak dotrzeć z taką wiedzą do ludzi?
Jako fizjoterapeuci mamy wiele możliwości. Ja wykorzystuję nie tylko kontakty face to face, ale również media społecznościowe, gdzie przemycam treści edukacyjne.
A jak to zrobić, żeby pacjenci nas słuchali, tzn. stosowali się do naszych zaleceń?
Jest to kwestia budowania swojego autorytetu jako profesjonalisty. Nie da się go oczywiście wypracować w ciągu dwóch miesięcy. To proces wymagający czasu i zaangażowania, ale dla fizjoterapeuty może być satysfakcjonujące to, że pacjenci obserwują jego poczynania w social mediach i je doceniają.
Często słyszę, jak fizjoterapeuci narzekają, że pacjenci nie wykonują zalecanych im ćwiczeń. Czy ma Pan podobne doświadczenia?
Mam swoje złote zasady, jeśli chodzi o ćwiczenia, które zadaję pacjentowi. Przede wszystkim on musi tę aktywność lubić. Moją rolą jest dowiedzieć się, jakie są jego preferencje i zdecydować, które z nich są realne do wprowadzenia. Druga zasada: ćwiczenia nie mogą być ani za łatwe, bo pacjent szybko z nich zrezygnuje, ani zbyt trudne, bo to również doprowadzi do porzucenia zadania. Nie powinny być też monotonne i nudne. Trening musi być urozmaicony, najlepiej jakby pacjent mógł zmieniać rodzaje aktywności tak, aby nie był to np. tylko nordic walking czy bieg. Warto uzupełnić plan o różne aktywności np. trening mobilności, jogę, pilates etc. Dobrze też, gdyby zlecana pacjentowi aktywność nie wymagała od niego specjalistycznego sprzętu bądź szkolenia – proponujmy mu sporty, w których nie trzeba wydać 5 tys. zł na ubrania czy rower. No i niech pacjent nie musi jechać na siłownię godzinę w jedną stronę, bo zrobi to raz i prawdopodobnie szybko straci zainteresowanie.
Prowadzi Pan pacjentów, którzy proszą o prowadzenie ich w planowaniu treningów?
Tak, przygotowuję pacjentów do osiągania celów sportowych, które sobie wymarzyli. Zresztą często jest tak, że w trakcie naszej pracy, pacjenci modyfikują swoje cele i coś, co w pierwszym momencie jest celem głównym, później okazuje się tylko przystankiem do następnych aktywności. Przykładem są tu rekreacyjni biegacze, którzy pierwotnie po prostu chcieli pokonać 10 km, ale wraz ze wzrostem formy nabierali apetytu na więcej, nawet na pokonanie maratonu. Jeden z moich pacjentów aktualnie przygotowuje się do Ironmana. Co prawda przez pandemię udział w zawodach się odwleka, ale finalnie uprawia on totalnie inny sport i ma inne cele niż te, z którymi rozpoczynał treningi.
To długi proces?
W tym konkretnym przypadku półtora roku. Ale w maratonie wziął udział wcześniej. Na marginesie, moim zdaniem 6 miesięcy to wystarczający czas, aby amator przygotował się do dystansu maratońskiego i dobiegł do mety bez kontuzji. Oczywiście z założeniem, że nie będzie próbował go przebiec w szalonym tempie.
Co jest Pana zdaniem najważniejsze w pracy fizjoterapeuty w kontekście fizjoprofilaktyki?
Bardzo ważne jest to, abyśmy pacjentom nie zakazywali ruchu. Naszą rolą jest leczenie ruchem, a nie zakazywanie aktywności. Powiedzenie pacjentowi, aby najlepiej nie robił tego czy owego i nie zaproponowanie innej aktywności, to jest największy błąd, który robimy.
Słynne powiedzenie „jak boli kręgosłup, to proszę się położyć”?
Trochę tak. A to przecież prowadzi do błędnego koła. To prawidłowy dobór aktywności jest istotny, a nie jej wykluczanie. Staram się swoim pacjentom nigdy nie mówić, że czegoś nie mogą zrobić. Mówię: „możesz to zrobić, ale w inny sposób” albo „zacznij troszeczkę łatwiej, dojdziemy do tego co chcesz robić, ale małymi krokami”. Dla efektu końcowego ważne jest, aby pacjent rozumiał, jaki proces mu proponujemy, zgadzał się z kolejnymi etapami dojścia do założonego celu. Rozłożenie pracy na dłuższy czas daje większą szansę powodzenia i tego, że nasi pacjenci nie będą się „zrywać” do aktywności na wiosnę, a będą się zdrowo ruszać cały rok.