Teraz czytasz
KIF nie może wyważać otwartych drzwi

 

KIF nie może wyważać otwartych drzwi

  • Największym wyzwaniem są dla mnie ograniczenia zewnętrzne narzucane przez ludzi, którzy nie rozumieją, czym jest fizjoterapia – przyznaje prezes Krajowej Izby Fizjoterapeutów prof. Maciej Krawczyk. W wywiadzie przeprowadzonym z okazji pięciolecia KIF opowiada o tym, z jakimi prośbami mogą zgłaszać się do niego współpracownicy, z iloma osobami codziennie rozmawia przez telefon oraz dlaczego lubi chodzić boso.
+2
Zobacz galerię

O której godzinie dzisiaj pan wstał?

Przed szóstą rano. O tej porze wstaję codziennie. To wynika pewnie z tego, że od ponad trzydziestu lat pracuję w szpitalu, jestem tam przed ósmą. Moja żona często złości się z powodu tego przyzwyczajenia, bo w święta i weekendy, gdy wszyscy domownicy śpią, też wstaję wcześnie. Chciałbym czasami pospać dłużej, a jednak budzę się rano.

Życie przyzwyczaiło pana do tego?

Tak, kiedyś, jako młody człowiek lubiłem pospać dłużej. Teraz nie czerpię już z dużej ilości snu takiej przyjemności. I mam wrażenie, że gdy śpię, zbiera mi się robota. Może krótszy sen to sposób na to, żeby ten czas mi nie uciekał?

Dzień rozpoczyna się dla pana od pracy?

Po szybkim prysznicu mam czas, żeby przygotować sobie kawę do samochodu. Pierwsze telefony, które odbieram, właśnie w aucie, są przed siódmą.

O której ten telefon przestaje dzwonić, służbowo?

Staram się go wyciszać po godz. 22.30, ale on dzwoni regularnie czasami do 23.00. Nie wypada mi nie odebrać. Mam osobistą zasadę, że nie dzwonię do współpracowników po 20.00, jeśli nie ma trzęsienia ziemi.

Co pan najbardziej lubi w swojej pracy?

Tworzenie nowych rzeczy. Lubię mieć wizję czegoś, co nas czeka, a wcześniej tę wizję stwarzać. Wieczorem, gdy kończę pracę, moja siła tworzenia się wyczerpuje. To jest efekt zarówno rozmów i dyskusji z kolegami w Izbie, jak i pracy w szpitalu. Staram się tam być trzy, cztery razy w tygodniu. Jestem szefem zespołu fizjoterapeutów w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Tam rozwiązuję problemy dotyczące pacjentów, często niezwiązane z Krajową Izbą Fizjoterapeutów.

Pana praca to w dużej mierze rozmowy?

Jednego dnia mam zwykle od pięćdziesięciu do stu dwudziestu rozmów. Muszę być dla ludzi życzliwy, wyrozumiały, nie mogę sobie pozwolić, aby górę brały emocje. Choć te emocje oczywiście mam, wiedzą o tym moi bliscy i przyjaciele.

Czy ma pan sprawdzony sposób, jak zapanować nad tymi emocjami i zwyczajnie nie wybuchnąć?

Mam osobowość, która pozwala mi się wyłączyć. Od lat w ciągu dnia muszę zmieniać role. Z mundurka szpitalnego przebieram się w garnitur, a następnie przebieram się w dżinsy. Rozmawiam z pacjentami, potem ze studentami, następnie z politykami i współpracownikami. Ciągle są nowi ludzie. Przełączając swoją koncentrację i uwagę, nauczyłem się wyłączać swój stres. Pomógł mi w tym fakt, że nie mieszkam blisko swojej pracy. Dzięki temu mam czas włączyć muzykę w swoim samochodzie. Choć ostatnio udaje mi się to coraz rzadziej, bo coraz większą część podróży spędzam, rozmawiając przez telefon, za kierownicą, oczywiście przez zestaw głośnomówiący.

Z jakimi problemami mogą zgłaszać się do pana współpracownicy lub członkowie Izby?

Ze wszystkimi. Momentami mam wrażenie, że przez ostatnich pięć lat fizjoterapeuci dzwonili do mnie we wszystkich możliwych sprawach. Bardzo często proszą mnie o pomoc medyczną dla swoich bliskich.

Zgadza się pan na to?

Tak, ja to po prostu zawsze robię.

Część osób może zastanawiać się, czym w rzeczywistości zajmuje się Krajowa Izba Fizjoterapeutów. Jak by pan to wyjaśnił osobie, która nie ma o tym pojęcia?

Izba dba o to, by jakość usług fizjoterapeutycznych w Polsce była jak najwyższa, abyśmy mogli skutecznie chronić pacjentów. Chcemy, aby ludzie, którzy nie są fizjoterapeutami, nie mają odpowiednich kwalifikacji, nie wykonywali tego zawodu. Naszym priorytetem na najbliższy czas jest rozpowszechnianie wśród Polaków informacji, kim jest fizjoterapeuta.

Kim wobec tego jest?

Osobą, która przywraca do życia sprzed choroby, gdy ta się pojawia. Jednocześnie zapobiega nowym schorzeniom: zarówno w sposób pierwotny, jak i wtórny. Czyli zmniejsza ryzyko, że ktoś zachoruje po raz drugi, trzeci czy czwarty. Chcemy pokazywać, że leczenie pacjenta nie musi polegać na interwencji chirurgicznej czy farmakoterapii. Światowa Organizacja Zdrowia pokazuje, że 63 proc. wszystkich schorzeń, które są na świecie, wśród nich nowotwory, wynika ze zbyt małej dawki ruchu. Połowa mieszkańców wsi w Polsce nie wie, kim jest fizjoterapeuta. Tymczasem właśnie fizjoterapeuta mógłby rozwiązać wiele ich problemów zdrowotnych. Mógłby, gdyby wiedzieli, że istnieje i czym się zajmuje.

Fizjoterapia jest wobec tego lekiem?

Tak. Należy ją, jak każdy lek, stosować w sposób rozważny. Ruch i bodźce fizykalne, które są fizjoterapią, użyte w niewłaściwy sposób, mogą być szkodliwe. Fizjoterapeuta jest według mnie trenerem człowieka w chorobie. Wysiłkiem fizycznym mamy odpowiednio obciążać ciężko chorego człowieka. Jest już kilka szpitali wielospecjalistycznych w Polsce, które mają fizjoterapeutę pod telefonem, który może przyjechać do pacjenta po transplantacji wątroby czy serca w ciągu czterech godzin po zakończeniu zabiegu. Ten mechanizm działa przez cały tydzień. Fizjoterapeuta musi tam być, bo powikłania, jakie mogą wystąpić u tych chorych bez fizjoterapii, są bardzo poważne, łącznie z odrzuceniem przeszczepu. Wydanie kilkuset czy kilku tysięcy złotych na fizjoterapię może komuś uratować życie. Niestety, fakt, że w Polsce mieliśmy tak wysoką umieralność w trzeciej fali pandemii, wynika także z braku właściwej fizjoterapii w większości oddziałów covidowych. Pod respirator trafia bardzo duża grupa pacjentów, która nie miała odpowiedniej dawki fizjoterapii na odpowiednim etapie.

Kiedy następuje ten etap?

Gdy pojawia się duszność u pacjentów, stosuje się tlenoterapię nieinwazyjną i powinien wkroczyć fizjoterapeuta. Nie mówi się o tym, że fizjoterapeuta jest często jedyną osobą, którą widzi pacjent na oddziałach dla zakażonych koronawirusem. Dzięki temu pacjenci nie trafiają pod respirator.

Pandemia była największym wyzwaniem do tej pory w pana pracy w Krajowej Izbie Fizjoterapeutów?

Wbrew pozorom największym wyzwaniem było coś innego. Pandemia to jest sytuacja, w której wykorzystujemy nasze naturalne rezerwy pomagania pacjentom. Natomiast największym wyzwaniem są dla mnie ograniczenia zewnętrzne narzucane przez ludzi, którzy nie rozumieją, czym jest fizjoterapia. Niestety, wielu urzędników, nawet na najwyższych szczeblach, nie wie i nie chce wiedzieć, czym właściwie się zajmujemy. Przez to fizjoterapia bywa wciąż traktowana jak luksusowy dodatek, a nie jako integralna część leczenia poważnych schorzeń cywilizacyjnych. Trudną rzeczą dla mnie są też ograniczenia wewnętrzne, które występują w ramach naszej grupy zawodowej. Wielu moich kolegów fizjoterapeutów nie dostrzega postępujących zmian globalnych i zagranicznych. Słyszę zdania typu: „Zachowuję się w taki sposób, bo kieruję się praktyką, którą znam od ponad dwudziestu czy trzydziestu lat”. My, jako Krajowa Izba Fizjoterapeutów, nie możemy wyważać otwartych drzwi. Większość z nich otwierali już inni, czyli fizjoterapeuci w innych krajach, gdzie władza ustawodawcza zauważyła, jak istotną częścią leczenia pacjenta jest fizjoterapia. W tych krajach, gdzie samodzielność zawodu fizjoterapeuty jest największa, jakość systemu opieki zdrowotnej uchodzi za najlepszą. W krajach takich jak Australia, Irlandia, Norwegia, Szwecja czy Wielka Brytania pacjent może bez skierowania przyjść do fizjoterapeuty. To prawdopodobnie jeden z czynników, dla których opieka zdrowotna jest tam na bardzo wysokim poziomie. Chciałbym, aby więcej członków mojej grupy zawodowej uwierzyło, że fizjoterapia może być lepsza, przynosić jeszcze więcej pieniędzy i wzbudzać jeszcze większy szacunek u pacjentów.

Jak dokończyłby pan wobec tego zdanie: „Nie chciałbym, by Krajowa Izba Fizjoterapeutów była kojarzona z…”?

Tylko i wyłącznie z dbaniem o interesy fizjoterapeutów. Nie chciałbym też, by Krajowa Izba Fizjoterapeutów była kojarzona z klasycznym, czasem odbieranym negatywnie, rozumieniem pojęcia„korporacja zawodowa”.

Przede mną jest dziesięć kopert. W każdej z nich jest inne pytanie. Proszę wybrać numer od jednego do dziesięciu.

Wybieram dziewiątkę.

Proszę powiedzieć, dlaczego właśnie dziewiątka.

To jest dzień moich urodzin. Urodziłem się dziewiątego stycznia.

Pytanie schowane w tej kopercie brzmi: czy jest coś, czego nigdy nie powiedział pan swoim pracownikom, a dzisiaj jest pan gotowy wykorzystać okazję, aby się do tego przyznać?

Jest jedna taka rzecz. Mam wiele wad, a jedną z nich jest to, że za rzadko chwalę ludzi za to, co robią. Nie potrafię pozbyć się tej wady. Za to dzisiaj chcę powiedzieć moim współpracownikom, wśród nich pięciu wiceprezesom, oraz wielu osobom z Polski, moim kolegom fizjoterapeutom, którzy z pewnością będą wiedzieć, że do nich kierowane są te słowa, że bez was niczego bym nie osiągnął. Oni są dla mnie jak półka, która mnie podpiera. Bez nich nie zrobiłbym nic. Mam swoje wizje, potrafię walczyć o to, na czym mi zależy, mam ogromną wiarę w siłę mojego zawodu. Ale bez moich współpracowników byłbym w tym wszystkim bezradny jak dziecko.

Wybierze pan jeszcze jedną liczbę i jeszcze jedno pytanie? Dziewiątka jest już zajęta.

Wobec tego trójka.

Czy ma pan swoje guilty pleasure, czyli coś, co sprawia panu przyjemność, ale do tej pory też publicznie i głośno nie przyznawał się pan do tego?

Redakcja poleca

To są rzeczy przyziemne. Lubię dekadenckie potrawy. Nieprzyzwoicie nie zdrowe.

Fast food?

Nie, to raczej comfort food. Lubię czasem zjeść pajdę chleba ze smalcem czy domową smażoną wątróbkę. Nie wiem, czy napiszemy o tym w wywiadzie

Napiszemy. Pewnie część czytelników też lubi takie potrawy. Schabowy z kapustą?

Posunąłbym się jeszcze dalej, nawet do bigosu, czasami muszę sobie sam go przygotować, żeby zjeść. Guilty pleasure to też dla mnie obejrzenie w spokoju klasyka kolarskiego w telewizji, gdy przez półtorej godziny nikt mi nie przeszkadza. W ten sposób oglądałem wyścig Paryż-Roubaix. W idealnej sytuacji ani żona, ani córki nie komentują tego, co robię. Uwielbiam napić się dobrego wina. Piję wina od marca, kwietnia do października, potem ochota na ten trunek się zmniejsza. Moich znajomych często zaskakuje, że potrafię rozróżnić gatunki win. Sprawia mi przyjemność częstowanie ludzi dobrym winem i dobrym jedzeniem. Uwielbiam też rozmawiać na temat polityki z ludźmi, którzy mają poglądy podobne do moich. Jednak takich osób znam tylko kilka. To przyjemność mało twórcza, bo nie mamy wpływu na wielką politykę, jednak czerpię z tego radość. Chciałbym się dobrze ubierać, ale mi to nie wychodzi. Cały czas muszę się przebierać i od pięciu lat wożę w swoim samochodzie szafę.

W bagażniku czy na tylnym siedzeniu?

Na tylnym siedzeniu. Mam tam często kompletny nieład. Wożę od pięciu do dziesięciu wieszaków z ubraniami, przebieram się kilka razy dziennie. Sejm, ministerstwo, Izba, szpital. W każdym miejscu inny strój. Chciałbym czasem nie musieć przebierać się tak często każdego dnia. Ze strojem związana jest jeszcze jedna przyjemność. Lubię chodzić boso. I czasami robię to także w szpitalu. Czuję się wtedy bardzo swobodnie. To może wiązać się z moim pobytem w 1990 r. w Australii. Tam widziałem, jak wielu Australijczyków lubi chodzić boso.

Proponuję jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Proszę wybrać liczbę.

Proszę dziesiątkę.

Tu jest alternatywa. Co pan wybiera: ognisko w lesie czy płomienie w kominku?

Jeżeli odpowiem, że płomienie w kominku, to będzie oznaczać, że zaczynam się starzeć. Chyba ognisko w lesie jednak. Jestem podróżnikiem, setki razy w swoim życiu rozpalałem ognisko. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że dobrze to robię, nawet gdy jest mokro.

Gdy rozmawiamy, przed nami jest długi weekend. W sobotę też wstaje pan przed szóstą?

Nie, wstanę około godz. 6.30. Muszę przygotować się do obiadu rodzinnego, pojadę na bazar, zrobię zakupy. Planuję też spędzić trzy godziny na wycieczce rowerowej.

Trzy godziny to ile kilometrów?

Nastawiam się na 60-70 kilometrów.

Gdzie można pana spotkać w trasie rowerowej?

Mieszkam na południowo-zachodnim Mazowszu. Pojadę pewnie do Tarczyna, przez Żabią Wolę.

Nie zatrzymuję, życzę udanej wycieczki. I jak najwięcej okazji, żeby chodzić boso.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
3
Przykro
0
Super
3
wow
0
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry