Dziennikarka portalu mp.pl i miesięcznika „Służba Zdrowia”
Trwający od 11 września protest zjednoczył środowiska lekarzy i lekarzy dentystów, pielęgniarek i położnych, fizjoterapeutów, diagnostów laboratoryjnych, ratowników medycznych i innych zawodów medycznych. Po raz pierwszy od dawna – wręcz można powiedzieć, że po raz pierwszy w ogóle – medycy przemawiają do decydentów jednym głosem. – Panie ministrze, panie premierze, to wy tak naprawdę zamykacie oddziały i kolejne szpitale. To wy robicie wszystko, aby pogrzebów było więcej. Nic nie robicie obecnie, by powstrzymać odejścia ludzi, którzy odchodzić jeszcze nie powinni – mówiła podczas konferencji prasowej, zorganizowanej przy Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie Krystyna Ptok, jedna z liderek Komitetu Protestacyjno-Strajkowego, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Miejsce było nieprzypadkowe, zarówno ze względu na zbliżające się święto, jak i – na co wskazali organizatorzy – obecną sytuację w ochronie zdrowia. – Będziemy nad grobami wspominać życie i śmierć. Jako ludzie reprezentujący zawody medyczne i niemedyczne, chcemy zapobiec sytuacji nadliczbowych zgonów. Chcemy zrobić wszystko, by Powązki i inne cmentarze nie zapełniły się nagrobkami osób, które nie powinny umrzeć z powodu niewydolnego systemu ochrony zdrowia – mówili przedstawiciele protestujących.
Rządzący tymczasem powątpiewają w żywotność protestu medyków. „Przejeżdżałem tam wieczorem ostatnio i nie widziałem żywego ducha” – tak minister zdrowia Adam Niedzielski komentował w Radiu Zet pod koniec października obecność Białego Miasteczka 2.0 w Alejach Ujazdowskich, niedaleko Kancelarii Premiera. Białe Miasteczko jednak działa, nawet jeśli niektórzy politycy postanowili ignorować jego obecność.
W ignorowaniu protestu pracowników medycznych specjalizują się przedstawiciele rządu i to, co można powiedzieć po półtora miesiąca, idzie im to doskonale. Początkowo umniejszali znaczenie protestu, teraz – w ogóle zdają się go nie zauważać. „Ten etap mamy zamknięty” – zdaje się mówić całym sobą minister Niedzielski, gdy tylko słyszy pytania o Białe Miasteczko, o Komitet Protestacyjno-Strajkowy.
Temu zamknięciu służy jednostronne przeniesienie rozmów na temat postulatów pracowników medycznych do Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Czyli na grunt, na którym minister i jego współpracownicy czują się wyjątkowo pewnie. Związki zawodowe – NSZZ Solidarność i OPZZ – najpierw wiosną tego roku zaakceptowały rządowe propozycje zmian w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu pracowników ochrony zdrowia. Organizacje zrzeszające pracowników medycznych zgodzić się na nie chciały, a w efekcie ta część, która w ogóle uczestniczyła w pracach ZT, ten zespół opuściła. Mimo to związki kontynuują z rządzącymi rozmowy na temat kolejnych zmian w tejże ustawie. Takich, jakie rząd uznaje za „realne” i „możliwe do przeprowadzenia”.
Zrywając rozmowy z Komitetem Protestacyjno-Strajkowym Pracowników Ochrony Zdrowia minister Adam Niedzielski, być może mimowolnie, zdradził zresztą, jak będą przebiegać „negocjacje” w Zespole Trójstronnym: – Spodziewam się, że jeszcze w tym tygodniu lub w kolejnym podpiszemy porozumienie – mówił w połowie października. Mitygowała go dopiero przewodnicząca sekcji krajowej ochrony zdrowia „Solidarności” Maria Ochman, mówiąc, że o żadnym porozumieniu w takim trybie być nie może. Ale Zespół Trójstronny bez zwłoki podjął prace, które – jak relacjonowały strona związkowa i rządowa – przebiegały w „merytorycznej atmosferze”, były „konstruktywne” i „rzeczowe”. I nic nie wskazuje, by scenariusz, kreślony z takim optymizmem przez ministra, miał się nie zrealizować.
Jest tylko jeden problem, którego decydenci zdają się nie zauważać: związki zawodowe, reprezentowane w Zespole Trójstronnym, nie reprezentują pracowników medycznych. A to oni stanowią lwią część pracowników ochrony zdrowia (zresztą część pracowników niemedycznych również solidaryzuje się z protestem). Jeśli minister nie chce rozmawiać z protestującymi pracownikami medycznymi i posuwa się do stwierdzeń, że stracili oni swoją szansę na rozmowy („drugiej szansy nie będzie” – wypowiedź z końcówki października), dezawuuje protest na wszelkie możliwe sposoby, powstaje w ogóle pytanie o sens prowadzenia takiego „dialogu”.
Ministerstwo Zdrowia nie ma zresztą monopolu na ignorowanie protestujących. List, wystosowany do wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości, w połowie października, nie doczekał się odpowiedzi. Podobnie wcześniejsze apele do premiera Mateusza Morawieckiego. Nie ma też zainteresowania ze strony Pałacu Prezydenckiego, a minister w Kancelarii Prezydenta, Bogna Janke, pozwala sobie nawet na publiczne formułowanie ocen o politycznym charakterze protestu. Nadzieja, bardzo zresztą nikła, że najważniejsi politycy Zjednoczonej Prawicy dostrzegą meritum, czyli postulaty wprost odnoszące się do dramatycznie złej i pogarszającej się sytuacji w ochronie zdrowia, wydaje się nie mieć żadnego uzasadnienia w rzeczywistości.
Wsparcia protestującym chętnie udzieliłaby opozycja – zresztą politycy wielu ugrupowań licznie odwiedzali i odwiedzają Białe Miasteczko. Jednak czy to oznacza, że protest ma charakter polityczny? Warto zauważyć, że wszystko, co dzieje się w przestrzeni publicznej, ma charakter polityczny, bo polityka to są (a w każdym razie powinny być) działania, podejmowane w wymiarze publicznym, dla dobra wspólnego. I postulaty, i podjęty wysiłek – czy to w formie dyżurów w Białym Miasteczku, czy też rezygnacji z pewnego zakresu pracy zarobkowej – to działania polityczne, których celem jest doprowadzenie do zmian w systemie ochrony zdrowia. Medycy nie walczą tylko o swoje, czyli wynagrodzenia, warunki pracy, podwyżki. Przede wszystkim walczą o taki system, w którym będą mogli pracować w normalnym, a nie kryzysowym trybie. I w którym pacjenci będą mogli się leczyć w ramach systemu publicznego, nie zaś stojąc przed koniecznością wizyt opłacanych z własnej kieszeni, dla których alternatywą jest wielomiesięczne oczekiwanie na bezpłatną konsultację, badanie czy rehabilitację.
Protest pracowników medycznych nie ma natomiast z całą pewnością barw partyjnych – jak chciałaby to widzieć część polityków. Protestujący deklarują, że chcą i będą rozmawiać ze wszystkimi, niezależnie od tego, do którego ugrupowania należą: merytorycznie, o tym, w jaki sposób trzeba zmieniać system ochrony zdrowia, by radził sobie na co dzień, ale też w czasach takich kryzysów jak pandemia. Bo pracownicy ochrony zdrowia punktują rząd za błędy popełnione przez ostatnich kilkanaście miesięcy, z których nie wyciągnięto właściwych wniosków, czego rezultatem jest brak właściwego przygotowania do kolejnej fali pandemii. A na horyzoncie majaczy już kolejny problem – regulacje dotyczące dodatków covidowych, które będzie wypłacać tylko część szpitali, do których trafią zakażeni pacjenci. To będzie, najprawdopodobniej, kolejne pole konfliktu między pracownikami ochrony zdrowia a rządem.
Końcówka 2021 roku zaś – to już niemal przesądzone – upłynie szpitalom i innym placówkom ochrony zdrowia na gorączkowym poszukiwaniu pracowników. Będzie to efekt z jednej strony naturalnego odpływu kadr (zwłaszcza ze szpitali do opieki ambulatoryjnej, przede wszystkim prywatnej), z drugiej – ograniczania czasu pracy w odpowiedzi na apele samorządów i związków zawodowych (protest). Z trzeciej zaś – gwałtownego wzrostu popytu na pracę (z powodu sezonu infekcyjnego, w tym przede wszystkim fali zakażeń COVID-19). Ministerstwo Zdrowia tymczasem waha się, czy lepiej przybrać postawę biernego obserwatora, czy też może jednak rozpalać tu i ówdzie nowe konflikty.
PUBLICZNA OCHRONA ZDROWIA KONA
- NATYCHMIASTOWA ZMIANA USTAWY O WYNAGRODZENIACH
Dla rządzących Wasze zdrowie jest bardzo mało warte i dlatego za jego ratowanie płacą mniej niż kosztuje skorzystanie z toalety w Warszawie. - NATYCHMIASTOWE ZRÓWNANIE WYNAGRODZEŃ MEDYKÓW DO ŚREDNIEJ UNII EUROPEJSKIEJ
Wielu młodych fizjoterapeutów oraz tych bardzo dobrze wykształconych ucieka za granicę. Nic dziwnego: tam pracując w zawodzie, mają szansę zarobić na utrzymanie rodzin. - RZĄDZIE! PŁAĆ REALNIE ZA LECZENIE, A NIE PO PRZECENIE
Wyceny procedur i świadczeń medycznych od lat są nierealne i bardzo nisko opłacane. NFZ płaci za wiele z nich o wiele mniej niż wynosi ich rzeczywisty koszt. Rządzący nie biorą pod uwagę np. rosnących kosztów utrzymania placówek, inflacji. Coraz więcej zadań nakładanych przez rząd na placówki powoduje ich coraz większe zadłużenie, bo nie idą za tym pieniądze na ich realizację. Mamy dość spełniania obietnic decydentów, których koszty pokrywamy my. - NIE RÓBCIE Z MEDYKÓW URZĘDNIKÓW – STOP BIUROKRACJI
W obliczu braku kadr medycznych powinniśmy wykorzystywać je mądrze i efektywnie. Wypełnianie zamówień na sprzęt to nawet kilkanaście minut. Każdy z nas wypełnia kilkadziesiąt sprawozdań, w których wiele danych się dubluje. - NIE MA MEDYKÓW – NIE MA LECZENIA. SAME ŁÓŻKA NIE LECZĄ!
Leczą nasze głowy i nasze ręce. Najlepszy sprzęt niestety nie poprawi kondycji naszego zdrowia, jeśli nie będzie osób, które będą go używały. Rząd musi zadbać o kadry medyczne i zapewnić wzrost zatrudnienia w publicznej ochronie zdrowia. Dziś w publicznej ochronie zdrowia pracuje tylko co trzeci fizjoterapeuta! Średnie zatrudnienie w ochronie zdrowia w krajach europejskich wynosi 10%, a w Polsce 6%. Musimy to zmienić i zacząć gruntowną reformę ochrony zdrowia, aby nie wykrwawiła się do końca! - PACJENCIE, CHCEMY ŻEBYŚ BYŁ BEZPIECZNY! BEZPIECZEŃSTWO MEDYKA TO BEZPIECZEŃSTWO PACJENTA
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Dziennikarka portalu mp.pl i miesięcznika „Służba Zdrowia”