Teraz czytasz
Fizjoterapeuci widzą, ile mogą zdziałać

 

Fizjoterapeuci widzą, ile mogą zdziałać

  • Paraigrzyska pokazują, co można przy danych ograniczeniach zrobić i że fizjoterapia jest drogą do samodzielności – mówi Łukasz Szeliga, przewodniczący Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego i Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych „Start”.
Zobacz galerię

Fizjoterapeuci są już nieodzownym elementem naszej ekipy. Prędzej jestem sobie w stanie wyobrazić brak psychologa na zgrupowaniu czy zawodach, bo z jego wsparcia można skorzystać przez telefon czy komunikator. Zabiegów manualnych czy za pomocą różnych urządzeń nie zrobi się zdalnie.

Inna jakość

Współpracujemy tylko z najlepszymi fizjoterapeutami, z którymi wiążemy się na lata. Paraolimpijczycy to nie są typowi zawodnicy. W ich przypadku często mamy do czynienia np. z nietypowymi skrzywieniami, niedowładami i kompensacjami, przy których fizjoterapia u pacjenta po amputacji kończyny to pestka. Ta praca daje fizjoterapeutom możliwość rozwoju, zdobycia nowych umiejętności, ale też pokazuje im, ile mogą zdziałać.

Jeszcze na paraigrzyskach w Londynie było tylko trzech fizjoterapeutów i to był horror. Zawodnicy musieli długo czekać na pomoc, fizjoterapeuci byli ledwo żywi. W Tokio było ich już 10. To w ogóle inna jakość. Fizjoterapeuci z jednej strony doprowadzają kontuzjowanych zawodników do stanu umożliwiającego im start. Nie raz widzieliśmy, że bez tych zabiegów sportowiec nie miałby szans wystąpić na zawodach. Z drugiej strony – dzięki rozwojowi fizjoterapii – są w stanie doradzić, jak lepiej się rozgrzać, rozciągnąć, przygotować do wysiłku itd. Zawodnicy i trenerzy otrzymują świetne narzędzia, dzięki którym można uniknąć wielu kontuzji lub zaleczyć je, zanim zdążą się rozwinąć.

Staliśmy się widzialni

Całe życie byłem związany ze sportem. Gdy miałem 16 lat, straciłem nogę w wyniku wypadku na motorze. Kiedy powiedziano mi, że mogę uprawiać narciarstwo, byłem bardzo sceptyczny. Ale jak już spróbowałem, dotarło do mnie, ile lat straciłem, bo od wypadku nic sportowo nie robiłem. Wciągnąłem się, brałem udział w zawodach, a potem zostałem trenerem. Prowadziłem integracyjną szkółkę, gdzie uczyłem dzieci pełnosprawne i z niepełnosprawnościami. Jeżdżenie na jednej nodze i prowadzenie zajęć było dość wygodne – nikt ze mną nie dyskutował, że czegoś się nie da.

Gdy jako sportowiec i trener obserwowałem działania Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych „Start”, sporo rzeczy mi się tam nie podobało, np. widząc mnie na nartach, ludzie byli zadziwieni, że uprawiam sport. Gdy im mówiłem, że takich jak ja jest więcej, że zdobywamy medale i tytuły, mówili, że nigdy czegoś takiego nie widzieli w telewizji. Przez lata uważano, że parasportowcy są nieestetyczni, więc ich nie pokazywano. Zacząłem się więcej udzielać, zostałem szefem „Startu”, a w 2015 r. prezesem Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego. Wtedy budżet Komitetu wynosił 0 zł, nie było żadnych sponsorów. Teraz mamy sponsorów, realizujemy duże projekty unijne czy z PFRON. A w czasie igrzysk w Tokio w telewizji było ponad 100 godz. transmisji live, kroniki, podsumowania. Nawet osoby nieinteresujące się paraigrzyskami, nie mogły o nich nie usłyszeć.

Droga do samodzielności

Paraigrzyska pokazują ludziom, co można przy danych ograniczeniach zrobić i że fizjoterapia jest drogą do samodzielności. Gdy podczas mojego pierwszego pucharu świata w 1996 r. w narciarstwie alpejskim zobaczyłem, jak niewidomy zawodnik z przewodnikiem zjeżdża slalomem, to bylem w szoku. Patrząc na to, ile są w stanie osiągnąć osoby z różnymi ograniczeniami fizycznymi, możemy zacząć inaczej postrzegać samych siebie i nasze możliwości.

Redakcja poleca

Wyzwania

Sport paraolimpijski coraz bardziej się profesjonalizuje, ale mamy jeszcze trochę do zrobienia. Od następnego sezonu zamierzam zintensyfikować testy związane z próbkowaniem wysiłku w teście stopniowanym, żeby sprawdzać, czy rozwój zawodnika jest prawidłowy, czy trenuje.

Współpraca z psychologiem w następnym sezonie nie będzie tylko możliwą opcją, a obowiązkiem. W Tokio było widać, że u części zawodników psychika zawodzi. Na igrzyskach czuje się presję czterech lat. To nie puchar świata czy mistrzostwa, gdzie wynik można za rok poprawić. Tu nie ma na to miejsca. A ponieważ z powodu pandemii nie było zbyt wielu okazji do mierzenia się ze stresem na starcie, to ta nieumiejętność jeszcze bardziej się pogłębiła.

Już w marcu igrzyska w Pekinie, a za kolejne dwa i pół roku w Paryżu. Sporty zimowe nie cieszą się u nas tak dużym powodzeniem jak letnie, więc do Chin pojedzie skromna ekipa: narciarze biegowi i biathloniści, alpejczycy, snowbordzista. W sumie jakieś siedem- -osiem osób. Prawdopodobnie pojedzie z nimi dwóch fizjoterapeutów. Spadek temperatury o jeden stopień w mięśniu narciarza to spadek jego możliwości o 10 proc., więc fizjoterapeuci będą niezbędni.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
0
Przykro
0
Super
1
wow
0
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry