Dzięki pandemii fizjoterapeuci w uzdrowiskach zobaczyli, jak może wyglądać prawdziwa praca z pacjentem – ocenia Robert Wiśniewski, fizjoterapeuta pracujący w Busku-Zdrój S.A.
Robert Wiśniewski – Fizjoterapeuta
W czerwcu otworzyliśmy nasze uzdrowisko, ale na innych warunkach niż funkcjonowaliśmy wcześniej. Dezynfekcję stosowaliśmy oczywiście jeszcze przed pandemią. Dokonała się jednak rewolucja pod względem liczby pacjentów, wykonywanych zabiegów i ich jakości oraz przerw między nimi. Przed koronawirusem w sanatoriach było wykonywanych naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo zabiegów. A ilość zawsze kłóciła się z ich jakością. Wszystko ma swoje granice.
Sanatorium jak fabryka
Przed pandemią wykonywałem ok. 500 masaży miesięcznie, czyli 22–23 dziennie. Pierwszego pacjenta miałem o godz. 7. Musiał się rozebrać, a jeśli to była starsza osoba, to musiałem pomóc wejść na leżankę. Po masażu pacjent jeszcze się oczywiście ubierał. A o godz. 7.20 miałem prosić kolejną osobę. A potem o godz. 7.40. I o godz. 8… To był młyn i fabryka, przeganianie pacjentów. Teraz mam po pół godziny na każdego i to jest w ogóle nowa jakość pracy. Zyskaliśmy lepszy kontakt z pacjentami, mamy czas nawet na chwilę rozmowy z nimi.
Bez nas padnie miasto
Te problemy były już od dawna poruszane w naszym środowisku. Pandemia je po prostu za nas rozwiązała. Z naszego uzdrowiska płyną sygnały, że ten nowy system pracy, który jest przecież o wiele korzystniejszy dla pacjentów, zostanie utrzymany po ustąpieniu koronawirusa. Prezes naszego uzdrowiska jest tego świadom. Miejmy nadzieję, że obecna sytuacja sprawi, że łatwiej będzie negocjować stawki z NFZ. Gdy podzieliłem swoją pensję przez liczbę wykonywanych masaży, wyszło mi, że za jeden dostaję 4 zł. Jeśli zmniejszona liczba pacjentów się utrzyma, to przy obecnych stawkach sanatoria będą miały problem z utrzymaniem się. Uzdrowisko w Busku ma 200 lat tradycji. Gdy powstawało, miasto było wtedy niewielkie, a dzięki uzdrowisku zaczęło się rozbudowywać. W ciągu ostatnich 10 lat Busko-Zdrój wypiękniało. Ale wciąż tym katalizatorem rozwoju jest uzdrowisko. Jeśli my zbankrutujemy, to na nasze miejsce nie powstanie przecież jakaś fabryka. Uruchomienie uzdrowiska leży więc w interesie całego miasta i wygląda na to, że władze robią wszystko, aby było to jak najszybciej możliwe.
Co po pandemii
Na szczęście w Busko-Zdrój S.A., gdzie pracuję, nikt nie stracił pracy z powodu pandemii. Wiosną byliśmy na postojowym, pieniądze były mniejsze, ale w czerwcu mieliśmy, gdzie wrócić. Teraz część z nas wzięła urlopy, ale powoli zaczyna przybywać pracy. Mam świadomość, że wielu fizjoterapeutów pracujących w innych uzdrowiskach nie miało tego szczęścia. Teraz rządzący skupiają się na chorych na COVID- 19 w szpitalach, na szczepionce. Ale przecież po przebytej tak masowo chorobie ludzie będą potrzebowali fizjoterapii. Coraz więcej mówi się, że ozdrowieńcy mają nie tylko o problemy z wydolnością płuc, ale i z układem krążenia – to są przecież nasi przyszli kuracjusze. Opanowanie koronawirusa to nie będzie koniec pracy dla służby zdrowia. Jeśli teraz upadną uzdrowiska, ucierpią nie tylko takie miejscowości jak nasza, ale także ludzie, którzy przeszli chorobę