Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"
Fizjoterapia w życiu Beaty pojawiła się dość naturalnie. Gdy była nastolatką, rehabilitacji wymagała jej siostra, z którą jeździła na zajęcia. Tam poznawała zawód od drugiej strony. Gdy ostatecznie podjęła decyzję o kierunku studiów, nie miała wątpliwości, że będzie się chciała specjalizować w terapii dzieci. I koniecznie w neurologii, która do dziś niezmiennie ją fascynuje, jest pełna tajemnic.
Przez krótki czas pomagała dorosłym, ale czuła, że to nie jest to. Właściwie od początku kariery skupiła się głównie na osobach z mózgowym porażeniem dziecięcym (MPD). Najczęściej jej pacjenci mają od ośmiu miesięcy do 10 lat, choć zdarzają się i tacy, których prowadzi już od kilkunastu lat, a oni dawno przekroczyli dwudziestkę. Bo terapia osób z MPD nie trwa pół roku czy rok, czasem jest potrzebna przez całe życie. – Terapię planuje się na 5 czy 10 lat do przodu. Najważniejsze jest, aby określić realistyczny cel, który oczywiście będzie można modyfikować. Na podstawie klasyfikacji GMFCS możemy już u 2-letniego dziecka w przybliżeniu ocenić poziom funkcjonowania w wieku 15 czy 20 lat – tłumaczy Beata. – MPD to bardzo szerokie pojęcie. Dziecko będące na poziomie I biega, kończy studia, idzie do pracy, zakłada rodzinę. Ale już pacjent na poziomie V, który nie jest w stanie sam utrzymać głowy, będzie potrzebował wsparcia przez całe życie. Rodzic musi być świadom, na jakie efekty fizjoterapii może liczyć.
Beacie bardzo pomaga to, że dzieci, które do niej trafiają, najczęściej już mają postawioną diagnozę. Łatwiej się wtedy pracuje z rodzicami, którzy powoli zaczynają oswajać się z sytuacją i dobierać terapię celową. Niestety, ale neurologom postawienie diagnozy czasem zajmuje rok lub nawet dwa lata. – A są przecież narzędzia, za pomocą których jesteśmy w stanie zdiagnozować MPD bardzo szybko. Mamy metodę Prechtla, która pozwala ocenić motorykę spontaniczną na podstawie kilkuminutowego nagrania wideo dziecka. Jej skuteczność ocenia się na 98 %. Test można przeprowadzić już w pierwszych tygodniach życia pacjenta – wyjaśnia. – Terapię należy wprowadzić jak najszybciej! Dorosłym po udarach nikt nie każe czekać dwóch lat.
Fizjoterapeutka ukończyła wiele kursów, specjalizuje się m.in. w terapiach Bobath i PNF, choć korzysta także z innych możliwości. Najważniejsze jest dla niej, aby pacjent był zaangażowany w terapię, chciał w niej uczestniczyć. Ponieważ dla dziecka naturalną aktywnością jest zabawa, musi się bawić także podczas terapii. Nie może się jej bać, nie może ona sprawiać mu bólu. Do Centrum Intensywnej Terapii Olinek, w którym pracuje od wielu lat, trafiają niekiedy dzieci przerażone perspektywą ćwiczeń. – Mam pacjentkę, która pół roku temu wchodząc na salę, od razu zaczynała krzyczeć i się wyrywać. Ona płakała, mama płakała, dziecko niczego się nie uczyło. Pierwsze pięć terapii spędziłyśmy na spacerach. Ona nawet nie chciała na mnie patrzeć. Tak się zachowują dzieci, które przeszły – jak ja to nazywam – traumę terapeutyczną – opowiada. Na szczęście Beacie udało się dokonać przełomu. Wymagało to od niej dużego zaangażowania oraz zaufania ze strony mamy dziewczynki – w końcu płaciła za spotkania, które początkowo miały niewiele wspólnego z typową fizjoterapią. – Dziś jestem z moją pacjentką w stanie zrobić wszystko. Zaczęła się komunikować, pozwala mi przeprowadzać terapię wymuszoną koniecznością (mCIMT)! Sama podaje rączkę do zawiązania. Niezwykle ważne jest to, aby zbudować z dzieckiem więź, relację i zaufanie – tłumaczy z pasją. – Jeśli tego nie zrobisz – nie będziesz mieć postępów w terapii.
Poza fizjoterapią Beata kocha podróże, ale zawsze ma za mało czasu na włóczęgę. Po 10 latach pracy dopadł ją kryzys, była przemęczona. Czuła, że potrzebuje zmiany i to radykalnej. I to był idealny moment na realizację planu jeszcze z liceum – wyjazd na misję w Afryce. Niemalże z dnia na dzień rzuciła pracę i kupiła bilet do Kapsztadu, wierząc, że na pewno gdzieś się zaczepi. Na tydzień przed wylotem okazało się, że fundacja Mają Przyszłość potrzebuje kogoś, kto na miejscu sprawdziłby, czy przesyłane środki finansowe są dobrze rozdysponowywane. I owszem, ten ośrodek znajduje się w Afryce, ale… w Tanzanii oddalonej od RPA o jakieś 10 tys. km. – Stwierdziłam: jadę! A trasę z Kapsztadu pokonam jakoś lądem. I tak zrobiłam – wspomina z uśmiechem. – Przed wyjazdem rozdałam większość swoich rzeczy, bo zakładałam, że mogę już nie wrócić do Polski. Zresztą wierzę, że im masz mniej, tym jest lepiej, bo łatwiej podejmować odważne decyzje, spełniać marzenia.
A samotna podróż w odległe i nieznane miejsce była właśnie takim marzeniem. Czuła się wolna i niezależna, nie ograniczały jej żadne terminy, presja, że koniecznie musi coś zobaczyć. – Zawsze chciałam pojechać do dalekiego kraju i pół dnia przesiedzieć na krawężniku i patrzeć, co się dzieje dookoła – opowiada. I choć przemierzała Afrykę w pojedynkę, nie czuła się samotna – nigdy wcześniej nie poznała tylu osób.
Gdy jechała na misję, miała nadzieję, że będzie mogła się przysłużyć tamtejszym mieszkańcom, wykorzystując swoje zawodowe doświadczenie. – Tylko że w momencie, gdy człowiek nie ma zapewnionych podstawowych potrzeb, rehabilitacja staje się mniej istotna. Jednym z moich obowiązków było robienie testów na malarię czy HIV – to było ważniejsze – tłumaczy.
Będąc w Tanzanii nie mogła nie skorzystać z okazji i nie wejść na Kilimandżaro (5895 m n.p.m.). Góry od zawsze ją kusiły, ale trekking w Tatrach to jedno, a zdobycie najwyższej góry Afryki to prawdziwe wyzwanie. Dopiero wchodząc na szczyt, zdała sobie sprawę, jak trudna jest to wyprawa i że jest niewystarczająco przygotowana. Na szczęście mogła liczyć na fizyczne i psychiczne wsparcie lokalnych przewodników. Wschód słońca podziwiany ze szczytu Kilimandżaro wynagrodził wszystkie trudy. Ta przygoda rozbudziła w niej prawdziwą miłość do gór (później zdobyła m.in. Kazbek i Elbrus, sylwestra spędziła pod Annapurną), którą zaraża innych. Gdy wróciła do Polski, w Tatry zabrała jedną ze swoich dorosłych podopiecznych. – Ona z MPD i diplegią spastyczną przeszła od Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów! Najpierw szła bardzo niepewnie i nieśmiało, niemalże po krzakach, bo bała się, że przeszkadza innym ludziom. Po raz pierwszy też widziała taką przestrzeń, więc była przerażona. Ale ta wyprawa bardzo ją wzmocniła psychicznie, uwierzyła w siebie. Znacznie poprawiła się także jej motoryka.
Gdy Beata na dobre wróciła do pracy, głowę miała pełną pomysłów. Stworzyła m.in. Grupę Piratów, w której połączono terapię wymuszoną koniecznością z treningiem oburęcznym dla dzieci z hemiplegią. Wszyscy są przebrani za piratów – i dzieci, i terapeuci. Turnus trwa 10 dni. Sala jest adaptowana na wielki piracki statek, są tratwy, szałasy. Każdy podopieczny ma swojego fizjoterapeutę. – Pacjenci osiągają dużą poprawę w teście AHA. Wyniki są bardzo dobre, nie tylko ze względu na metodę jaką pracują fizjoterapeuci, ale też dlatego, że dzieci świetnie się bawią, są zmotywowane. Kiedyś pewien chłopiec musiał wyjść trochę wcześniej. Rozpłakał się, bo właśnie burza targała statkiem, a przecież on musiał skończyć powierzone mu zadania!
Jej pasją jest także uczenie innych. Wykłada na AWF, prowadzi kursy i szkolenia, warsztaty autorskie i grupę na Facebooku „Rozmowy o MPD po godzinach”. Uważa, że należy dzielić się wiedzą, którą posiadają fizjoterapeuci pracujący w różnych nurtach. – Jest tyle możliwości leczenia i terapii, że nie ma sensu się ze sobą kłócić o wyższość jednej metody nad drugą. Powinniśmy skupiać się na podobieństwach, uczyć się od siebie nawzajem. Jako terapeuci za dużo ze sobą konkurujemy, a za mało współpracujemy. Pacjenci mają przez to mętlik w głowach i tracą do nas zaufanie – podkreśla. – Jest wielu wspaniałych fizjoterapeutów i lekarzy, trzeba to wykorzystać. Chciałabym, aby terapia była bardziej kompleksowa, dalekowzroczna i spójna, a pacjent i jego rodzina byli jej centrum. Zyskamy na tym jako środowisko, ale przede wszystkim zyskają nasi pacjenci. To jest moje wyzwanie!
PODZIEL SIĘ SWOJA PASJĄ!
Zapraszamy do kontaktu wszystkie PASJONATKI i wszystkich PASJONATÓW. Chętnie opiszemy na łamach „Głosu” Wasze poza fizjoterapeutyczne hobby, osiągnięcia czy działalność społeczną.
Kontakt: redakcja@kif.info.pl
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"