Teraz czytasz
Nasi w Tokio: Maciej Ryszczuk

 

Nasi w Tokio: Maciej Ryszczuk

  • Fizjoterapeuta i trener przygotowania motorycznego tenisistki Igi Świątek oraz płotkarza Damiana Czykiery.
Zobacz galerię

Do profesjonalnego sportu zawsze mnie ciągnęło – uprawiałem lekkoatletykę, grałem w siatkówkę. Dlatego było dla mnie oczywiste, że będę blisko sportu także jako fizjoterapeuta. Na początku mojej kariery zacząłem pracę w Centrum Rehabilitacji Sportowej, gdzie coraz bardziej wkręcałem się w tę odnogę fizjoterapii. Na początku pod okiem mojego szefa brałem udział w fizjoterapii Tomka Majewskiego, a podczas zgrupowań też innych najlepszych polskich lekkoatletów.

Gdy zaczęła się pandemia i nie można było swobodnie podróżować, musiałem zakończyć współpracę z zagranicznymi tenisistkami. Akurat w tym samym czasie Iga Świątek szukała nowego fizjoterapeuty i trenera przygotowania motorycznego. Kojarzyliśmy się już wcześniej. Gdy zaczęliśmy naszą współpracę, Iga jeszcze nie była tak znana jak teraz, to było kilkanaście tygodni przed jej głośną wygraną wielkoszlemowego Rolanda Garrosa.

Współpracuję także z naszym najlepszym płotkarzem Damianem Czykierem. Fizjoterapia sportowców z dwóch tak odległych dyscyplin nie jest dla mnie trudna. Trzeba zagłębić się w daną dziedzinę, żeby poznać specyfikę i energetykę ruchu, uczestniczyć w treningach i zawodach. Wtedy, znając biomechanikę i inne podstawy, można opracować warsztat pracy z zawodnikiem nowej dyscypliny.

Wyjazd na igrzyska był moim marzeniem. Tegoroczne były specyficzne ze względu na pandemię. Wszystkie te biurokratyczne obowiązki były dla nas męczące, np. po przylocie z lotniska wyszliśmy dopiero po 6 godzinach. Brak możliwości wydostania się poza wioskę był sporą niedogodnością, ale możliwość przebywania wśród najlepszych sportowców na globie, podpatrywanie ich treningów oraz zachowań prywatnych, były tego warte. Wiem, że będzie to dla mnie niezapomniane przeżycie.

Na igrzyskach wszyscy byliśmy trochę jedną rodziną, razem więc przeżywaliśmy sukcesy i porażki, cieszyliśmy się z medali i smuciliśmy, gdy któremuś z Polaków nie udał się start.

Codziennie staraliśmy się jak najlepiej dbać o formę naszych zawodników, najczęściej były to działania prewencyjne. Do zawodów szykujemy się przez cały sezon, a czasem nawet kilka lat. Pracujemy w tym czasie nad wytrzymałością tkankową zawodnika, żeby osiągał jak najlepsze wyniki oraz nie ulegał kontuzjom. Najcięższa praca wykonywana jest przed zawodami, żeby sportowca w ogóle do nich doprowadzić. Potem możemy co najwyżej delikatnie modulować.

Prawda jest taka, że igrzyska są dla tenisistów trochę niewygodne. Udział w nich jest oczywiście wielkim osiągnięciem i zaszczytem, ale pod względem zawodowym nie da się ich przyrównać do największych turniejów tenisowych. Zawodnik nie otrzymuje podczas nich punktów, nie podnosi swojej pozycji w rankingu. Termin igrzysk jest wciśnięty pomiędzy inne zawody, blisko Wielkich Szlemów, i na przygotowanie do nich jest zawsze bardzo mało czasu, na co zawodnik nie ma wpływu. Szczególnie, że teraz prosto z trawiastego Wimbledonu musieliśmy przejść na twardą nawierzchnię, a to wymaga odpowiedniego przygotowania zawodnika, żeby chociażby zapobiec kontuzjom.

Redakcja poleca

Cały czas jesteśmy w rozjazdach, poza domem spędzam ok. 40 tygodni rocznie. Mam grupę stałych pacjentów, którym poświęcam czas pomiędzy zgrupowaniami. To są jednak sporadyczne przypadki. Gdy wreszcie jestem w domu, to staram się spędzić czas z rodziną i odpocząć. Tych chwil dla siebie jest bardzo mało, bo nawet gdy wracamy do Warszawy, to wciąż jesteśmy w trakcie przygotowań do zawodów, czasem pracujemy wtedy nawet ciężej niż na wyjazdach. Cały czas jesteśmy w trybie czuwania, bo tenis jest bardzo nieprzewidywalnym sportem. Nigdy nie wiadomo, jak długo zawodnik utrzyma się w turnieju ani jak długo będą trwały kolejne mecze – to wszystko w bardzo różnym stopniu może przełożyć się na obciążenie.

To jest taka trochę niezdrowa zależność. Jak zbyt długo się nie wyjeżdża, to brakuje tej adrenaliny, życia w drodze. Ale podczas piątego czy szóstego tygodnia zgrupowania przychodzi takie zmęczenie fizyczne, a przede wszystkim psychiczne, że człowiek marzy o powrocie. Szczególnie ciężko jest od początku pandemii, gdy na wyjazdach jesteśmy zamknięci w tzw. bańkach tenisowych i nie możemy się nigdzie ruszyć, zmienić otoczenia, zobaczyć kawałka kraju, do którego przyjechaliśmy.

Chociaż Iga jest już na kolejnym wyjeździe, ja nie pojechałem, bo właśnie zostałem ojcem. Nowa życiowa rola zapewne będzie wymagała ode mnie pewnej modyfikacji pracy zawodowej, ale nie zamierzam jej porzucać. Mam to szczęście, że moja żona jest bardzo wyrozumiała i wspiera moją pasję. Dzięki niej mogę spełniać swoje zawodowe marzenia.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
9
Przykro
0
Super
6
wow
2
Wrr
1

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry