Teraz czytasz
Z fizjoterapeutą musimy być jednym teamem

 

Z fizjoterapeutą musimy być jednym teamem

  • Dziś wiem, że fizjoterapeuta, który wie, na czym polega moja konkurencja, rozumie ten ruch, wie, czego potrzebuję na tym poziomie sportu, to must have każdego zawodnika – mówi Maria Andrejczyk, srebrna medalistka w rzucie oszczepem na igrzyskach w Tokio.

Proszę powiedzieć jak bark? Pod koniec igrzysk wspominała Pani, że bóle wróciły.

Bóle tak naprawdę nie ustąpiły od maja. Po tym moim rekordowym rzucie na 71,40 m podczas pucharu Europy w Splicie były tak potężne przeciążenia, że gdy adrenalina zaczęła ze mnie schodzić, pojawiło się uczucie, jakby ktoś mi bark obił kijem baseballowym czy skopał. Do tego był też pozakwaszany. Tłumaczyłam to sobie tym, że to był naprawdę ciężki start i ma prawo mnie wszystko boleć. Jednak gdy z czasem ból nie mijał, zrobiłam USG i rezonans. Okazało się, że mam popękaną torebkę stawową, ponadrywane mięśnie – skutki tego czuję przez cały sezon. Na szczęście udało mi się wrócić do rywalizacji sportowej.

Mimo tego, że bark się nie zagoił?

Tak, on by się zagoił, gdybym odpuściła sezon, a nie mogłam tego zrobić.

Bo igrzyska?

Tak, bo igrzyska. Dam mu odpocząć dopiero po zakończeniu sezonu, wtedy przyjdzie czas na pełną regenerację. Teraz nie mogę sobie na nią pozwolić, bo przede mną jeszcze trzy starty: 21 sierpnia w szwajcarskim Bernie w ramach Diamentowej Ligii, 5 września na memoriale Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim, a potem jeszcze finał Diamentowej Ligii w Zurychu. To ważne dla mnie starty. Udział w finale Diamentowej Ligii to duża nobilitacja dla sportowca, a memoriał będzie wspaniały, bo odbędzie się przy udziale polskiej publiczności. Ale dłużej już bym nie pociągnęła. Bark jest znacznie słabszy niż przed początkiem sezonu i tą kontuzją. Rzeźbię na resztkach sił.

Jak udaje się Pani trenować w takiej sytuacji?

Bez rehabilitacji byłoby to niemożliwe. Teraz najbardziej pomogły mi zabiegi wspomagające regenerację tkanek. Nie czuję, aby bark był silniejszy czy mięśnie się ładnie posklejały, ale zabiegi uśmierzyły mi ten ból. Z fizjoterapeutami robiliśmy wszystko, co tylko się dało, abym mogła wystartować na igrzyskach, naprawdę wykorzystałam wszystkie dostępne możliwości. To był wyścig z czasem. Staw barkowy jest niezwykle skomplikowany, a rzut oszczepem niesamowicie go przeciąża, więc bardzo łatwo o ciężkie kontuzje.

Po Rio było gorzej, prawda?

Tak, bez porównania. Skończyło się na tym, że pod koniec 2016 r. przeszłam operację obrąbka barkowego. Obecna kontuzja jest o wiele łagodniejsza, ale jak każda odciśnie piętno na stawie. Czuję dyskomfort, większe spięcie i ścignięcie stawu, a przy rzucie muszę mieć luźny bark. Teraz tego nie ma. Cały czas wykonuję ćwiczenia rehabilitacyjne.

Dla tak młodej zawodniczki musiał to być poważny cios.

Redakcja poleca

Nie ukrywam, że było bardzo ciężko. Byłam wtedy dzieciakiem, nie miałam pojęcia, jak to wszystko będzie wyglądać. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam, że jakaś część mnie jest na tylko uszkodzona, że konieczna jest operacja. To był szok i cios psychiczny, ale wiedziałam, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Bark tak mnie bolał, że nie mogłam podnieść ręki, o rzucaniu nie było w ogóle mowy. O śnie też. Nie miałam wtedy zapewnionego fizjoterapeuty, byłam zagubiona. Dziś wiem, że fizjoterapeuta, który wie, na czym polega moja konkurencja, rozumie ten ruch, wie czego potrzebuję na tym poziomie sportu, to must have każdego zawodnika.

Ale po operacji korzystała Pani ze wsparcia fizjoterapeutów?

Tak. Teraz mam już w domu dwoje fizjoterapeutów. Wtedy była tylko moja mama, a dziś jest jeszcze mój brat. Wtedy mama bardzo mi pomogła ze wszystkim. Korzystałam też z zabiegów w poradni rehabilitacyjnej w moich rodzinnych Sejnach. Opiekę w rodzinnych stronach mam zawsze zapewnioną.

Teraz współpracuje Pani na stałe z fizjoterapeutą?

Do igrzysk nie miałam przydzielonego stałego fizjoterapeuty. Od maja do igrzysk współpracowałam z Maciejem Włodarczykiem. Jestem mu niesamowicie wdzięczna, bo dzięki jego zaangażowaniu udało mi dojść tu, gdzie jestem, zapanować nad kontuzją. Od nowego sezonu przygotowawczego fizjoterapeuta – nie lubię tego określenia – już mi będzie przysługiwał. I będę tego oczekiwać, bo fizjoterapeuta dla mnie to nie tylko osoba, do której pójdę pod koniec dnia na obozie, żeby mnie rozmasował. To musi być osoba, która mi będzie towarzyszyć na treningach, wspólnie ze mną szukać tego, co można poprawić treningowo i deficytów do uzupełnienia. Żebym czuła, że jesteśmy jednym teamem, który wie, dokąd idzie.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
2
Przykro
0
Super
0
wow
0
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry