Teraz czytasz
Ziarna prawdy i błędy poznawcze

 

Ziarna prawdy i błędy poznawcze

  • – Ewolucja, która przebiegała przez ponad 100 tys. lat na sawannie, nie jest w stanie błyskawicznie wyposażyć nas w nowe narzędzia, które byłyby przydatne w epoce cyfrowej – o tym, jak ulegamy błędom poznawczym i zaczynamy wierzyć w teorie spiskowe – mówi popularyzatorka nauki Aleksandra Stanisławska, współprowadząca (wraz z mężem) blog Crazy Nauka.

Czy słusznie myślę, że pandemia poza wszelkimi zdrowotnymi problemami zafundowała nam także wysyp fake newsów, z jakim nie mieliśmy jeszcze do czynienia?
Od początku pandemii zauważamy wzrost fake newsów związanych ze zdrowiem. Jednak już kilka lat wcześniej obserwowaliśmy narastanie liczby fake newsów, które czasem zahaczały o zdrowie, ale niekoniecznie, np. „5G szkodzi”, „Ziemia jest płaska” oraz oczywiście tych związanych ze szczepieniami. Bardzo popularny był też wątek Amerykanów, którzy nie wylądowali na Księżycu, a to, co nam pokazano w telewizji, nakręcono w studiu. Teraz te tematy
wyraźnie przycichły, choć całkowicie nie zniknęły. Głównym wątkiem fake newsów jest teraz COVID-19.

Te covidowe wątki też się zmieniały w zależności od etapu pandemii, nowe wypierały wcześniejsze. Najpierw pojawiały się komentarze, że covid nie istnieje, potem że to tylko „taka grypka”.

Akurat ten o braku zjadliwości covidu wciąż trzyma się mocno, ale teraz wszystko kręci się wokół szczepionek. Ta narracja przeciwników szczepień prowadzona była od samego początku, odkąd tylko pojawiły się pierwsze doniesienia o pracy nad szczepionkami. Nie było o tym bardzo głośno, bo też antyszczepionkowcy nie mieli specjalnych argumentów, skoro szczepionek jeszcze nie było. Gdy tylko się pojawiły – zaczęło się. Uderzyli ze zwielokrotnioną
mocą, rozsiewając różne fałszywe informacje, które częściowo też podchwyciły media. Mam tu na myśli przede wszystkim fake news, który wciąż świetnie się trzyma, mówiący, że szczepionki zostały opracowane zbyt szybko, więc w efekcie nie zostały wystarczająco przebadane pod kątem skuteczności i – co jeszcze bardziej porusza opinię publiczną – bezpieczeństwa. W domyśle: są dla nas niebezpieczne!

I są „eksperymentem medycznym”.

Tak mówi antyszczepionkowa narracja, ale warto podkreślić, że ten wątek rozciągnięto na wszystkie dostępne na rynku szczepionki. Przeciwnicy szczepień głoszą, że ludzie, którzy się szczepią, dobrowolnie poddają się eksperymentowi medycznemu i są zwykłymi szczurami doświadczalnymi. Dokonują przy tej okazji tzw. wzniesienia chochoła. To taki chwyt erystyczny mający na celu zdyskredytowanie przeciwnika w dyskusji. Ktoś podaje jakiś argument, a my przeinaczamy to, co powiedział i zaczynamy atakować oponenta za powiedzenie czegoś, czego
wcale nie powiedział. Tym razem ktoś wyczytał, że wszystkie szczepionki są w trakcie badań czwartej fazy. To oznacza, że zbierane są od zaszczepionych informacje o wszelkich możliwych NOP-ach, czyli niepożądanych odczynach poszczepiennych.

Mówimy nie tylko o szczepionkach na COVID-19, ale także o wszystkich pozostałych, włącznie z tymi, które są od kilkudziesięciu lat na rynku, np. przeciw polio, różyczce czy śwince?

Tak. Pytanie o to, czy to prawda, że szczepionki podawane w ramach Programu Sczepień Ochronnych podlegają czwartej fazie badań klinicznych, zostało skierowane przez antyszczepionkowców w otwartym liście do Ministerstwa Zdrowia, które – zgodnie z prawdą – odpisało, że wszystkie szczepionki wchodzące do kalendarza szczepień ochronnych podlegają badaniom klinicznym czwartej fazy. I tu wzniesiono chochoła: skoro to jest faza badań medycznych – to bierzemy udział w eksperymencie medycznym!
A to nieprawda, bo wszystkie badania dotyczące produktów leczniczych, w tym leków i szczepionek, są prowadzone do trzeciej fazy, po której zostaje podjęta decyzja, czy zostanie dopuszczony do obrotu, czy nie (decyzja o niewprowadzaniu może oczywiście zostać podjęta jeszcze wcześniej). A potem, dla naszego bezpieczeństwa, efekty szczepień są nadal monitorowane – i to jest właśnie czwarta faza badań klinicznych.

Szczepionki przeciw COVID-19 przeszły bardzo gruntowne, precyzyjne badania. Zsumowałam liczbę osób przebadanych w ramach trzeciej fazy obu szczepionek mRNA (Pfizer i Moderna). W sumie wzięło w nich udział ponad 80 tys. osób, byli to dorośli, młodzież i dzieci. To jest ogromna grupa. Normalnie badania nie są prowadzone na aż tak szeroką skalę. Można więc powiedzieć, że jest przeciwnie niż mówią antyszczepionkowcy: to jedne z najlepiej przebadanych substancji w historii.

Muszę się przyznać, że w pierwszej połowie 2020 r. sama byłam mocno sceptyczna co do tego tempa opracowywania szczepionek. Kiedyś brałam udział w badaniu klinicznym leku – cały proces trwał ok. 10 lat.

Te akurat szczepionki padły ofiarą własnego sukcesu. Tak jak mówisz, zazwyczaj badania medyczne trwają latami. Natomiast tutaj dokonano nadzwyczajnego wysiłku łącznie z tym, że naukowcy pracowali 24 godz. na dobę, a instytucje zatwierdzające, zazwyczaj nieskore do pośpiechu, pracowały w trybie rolling review, czyli nie czekano na zakończenie całej fazy badań, tylko na bieżąco oceniano kolejne mikroetapy. Po to, by ludzie jak najszybciej mogli się
szczepić.
Mamy tu ziarna prawdy: szczepionki są w czwartej fazie badań klinicznych, ale to oznacza zupełnie co innego, niż ludziom się wydaje, oraz system zadziałał szybciej, niż powinien w wyobrażeniu zwykłego człowieka. A do tych ziaren dobudowano całą narrację, jak to, że szczepionki są niebezpieczne, mają modyfikować nasze DNA, powodować niepłodność
i truć. I to działa jak odstraszacz na te blisko 50 proc. niezaszczepionych Polaków.

Większość ludzi, którzy teraz protestują przeciw szczepieniom i nie chcą zaszczepić swoich dzieci, sami zostali zaszczepienie w dzieciństwie przeciw tym wszystkim chorobom, których skutków na szczęście nie było im dane oglądać (wyjątkiem jest Janina Ochojska, która przeszła polio, zanim szczepionka trafiła do Polski). I chyba dotąd też nie doświadczyli efektów ubocznych tych wszystkich szczepień.

Prawda? To jest hipokryzja do sześcianu, bo sami są zaszczepieni przeciw chorobom wieku dziecięcego, ale swoich dzieci nie szczepią i namawiają innych do tego samego. Uważam to za wyjątkowo amoralne. Inna sprawa, że w prywatnych rozmowach zakaźnicy
przyznają, że zdarzają się antyszczepionkowcy, którzy gdy chcą wyjechać do kraju, w którym niektóre szczepienia są wymagane, to szczepią się, tylko głośno się do tego nie przyznają.
I zupełnie im to nie przeszkadza głosić poglądy antyszczepionkowe.

Dlaczego tak łatwo wielu z nas, którzy sami kiedyś szczepili swoje dzieci, dało się teraz tak zmanipulować?

Dopóki nie było covidu, walczono ze szczepionkami na odrę, świnkę i różyczkę. Zapoczątkował to w latach 90. XX w. Andrew Wakefield, który w sposób nierzetelny wykonał badania, których wyniki zmanipulował, mając na celu – to trzeba podkreślić – osiągnięcie korzyści finansowych. Miały one potwierdzić, że ta szczepionka wywołuje autyzm. Mimo że ta bzdura została wielokrotnie obalona, a praca Wakefielda wycofana z „The Lancet” – to i tak do dzisiaj wiele osób w to wierzy. Kilka miesięcy temu słuchałam sondy ulicznej, w której pytano ludzi, czego
najbardziej boją się w związku ze szczepieniami. Na jednym z pierwszych miejsc był autyzm.
Wszystkie te doniesienia bazują na ludzkim strachu o coś, co jest dla nas fundamentalne – czyli o nasze zdrowie i życie. Wykorzystują błędy poznawcze, które każdy z nas popełnia, bo wszyscy mamy określoną konstrukcję psychiczną. To są błędy wynikające z wadliwego działania naszego mózgu, który jest przyzwyczajony do działania w warunkach, w których ewoluował. Ta ewolucja, która przebiegała przez ponad 100 tys. lat na sawannie, nie jest w stanie błyskawicznie wyposażyć nas w nowe narzędzia, które byłyby przydatne w epoce cyfrowej. Nie jesteśmy przygotowani ani na zalew informacji, ani na różne sposoby ich podawania.

Jakie to błędy?

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych, który zadziałał teraz na korzyść antyszczepionkowców, jest efekt autorytetu. To niezła ironia, bo on powinien akurat wspierać naukowców w czasach pandemii.

Dlaczego w takim razie zadziałał na odwrót?

Z perspektywy czasu oczywiście łatwo mi to oceniać, ale widać, że została ze strony nauki zaniedbana kampania informacyjna. Już w czerwcu 2020 r. powinna być rozpowszechniona informacja, że tym razem badania kliniczne zostały bardzo przyspieszone i możemy się spodziewać nie cudu, ale wielkiego osiągnięcia nauki. Ludzie nie dostali takiego komunikatu, dla wielu szczepionki pojawiły się z dnia na dzień. Tę lukę wykorzystali antyszczepionkowcy
ze swoimi pseudoautorytetami. Niektórzy z nich to ludzie z dyplomami lekarskimi lub stopniami naukowymi z dziedzin niemających nic wspólnego z medycyną. W każdym środowisku zdarza się ktoś, kto ma inne cele, gra tylko na siebie, gada bzdury. Ludzie bardzo często wolą wierzyć takim osobom, a nie naukowcom, bo ci pierwsi niejednokrotnie mają duży talent do tego, żeby tę swoją opinię popularyzować. Mówią prostym językiem, który jest nasycony emocjonalnie, używają wielu wykrzykników. Ich przekaz jest pełen emocji, a nauka jest z emocji wyprana.
A człowiek jest istotą emocjonalną. Działamy pod wpływem emocji, opieramy na nich relacje z innymi. To do nas przemawia. Dajemy się im ponieść i nie zauważamy, że ktoś przekazuje nam opinie, a nie fakty.

I to hasło: każdy ma prawo do własnej opinii!

Naukowiec opowiada, że z przeprowadzonych randomizowanych, powtórzonych przez ileś zespołów badań wynikają takie wnioski, a ktoś niemający pojęcia o nauce wyskakuje z tym stwierdzeniem, że ma prawo do swojej opinii i że waga jego przemyśleń jest równoznaczna z wiedzą naukowca. Jakby się zebrało sto czy nawet tysiąc osób, które mówią coś innego niż to, co wynika z badań, to ich zdanie nie będzie równoważne z tym, co twierdzi nauka. Opinię to
każdy może mieć na temat tego, czy krawat w kwiatki jest ładniejszy od tego w paski. Powinniśmy być uczeni w szkole, na czym polega metoda naukowa,
dlaczego wyniki badań są takie, jakie są, i w jaki sposób są uzyskiwane.

Dodatkowo mamy mocno zakorzeniony ten archetyp bohatera, który jeden staje przeciw całemu światu, sprzeciwia się ludziom trzymającym władzę i pieniądze, i choćby miałby paść na placu boju, to będzie walczył o prawdę do końca. A tym wrogiem może być – to określenie niestety musi paść w tej rozmowie – Big Pharma.

Oczywiście, uwielbiamy filmy o superbohaterach, którzy ratują świat przed jakimś zagrożeniem. Natomiast przenoszenie tego jeden do jednego do codziennego życia nie ma sensu. I tak, absolutnie musi to tutaj wybrzmieć: tzw. Big Pharma ma swoje za uszami. Miała mnóstwo bardzo nieetycznych zagrań, wiele badań było przeprowadzanych niezgodnie z jakimikolwiek zasadami. To jest kolejne ziarno prawdy i woda na młyn dla tych, którzy chcą się nauce sprzeciwiać. W czasach, w których żyjemy, oczywiście zawsze mogą się zdarzyć szwindle, ale sito jest o wiele gęstsze niż kiedyś. Metody kontroli firm farmaceutycznych i całego procesu tworzenia leków czy szczepionek są tak restrykcyjne, że na rynek nie wejdzie nieprzebadany produkt. Do tego mamy jeszcze swoje niezależne gremia oceniające go na poziomie zarówno europejskim, jak i państwowym. Za dużo ludzi i instytucji jest w to zaangażowanych, żeby dało się ich wszystkich wciągnąć do spisku. Ale jeśli ktoś będzie bardzo chciał znaleźć na niego dowód, to go sobie znajdzie w czeluściach internetu. Tzw. efekt po twierdzenia to błąd poznawczy polegający na tym, że nie szukamy informacji rzetelnych, ale takich, które potwierdzają nasz punkt widzenia, a wszystkie przeciwne odrzucamy. I tu dochodzą pozorne korelacje, czyli dostrzeganie związków przyczynowo-skutkowych w zdarzeniach od siebie niezależnych. To prowadzi do bardzo szkodliwego fake newsa o nagłych śmierciach osób, które rzekomo miałyby umrzeć z powodu przyjęcia szczepionki przeciw COVID-19.

Szczególnie intensywnie rozchodzą się informacje o zgonach sportowców, czyli z założenia zdrowych, krzepkich ludzi.

A jak się prześledzi doniesienia z lat przed pandemią, to się okazuje, że takie nagłe śmierci młodych sportowców też miały miejsce. Szczególnie często związane są z układem sercowo-naczyniowym. Niestety, sport wyczynowy jest ogromnym zagrożeniem dla zdrowia, każdy lekarz to przyzna. Natomiast w tej chwili każdy taki przypadek jest cynicznie wykorzystywany przez grupy antyszczepionkowców do tego, aby potwierdzać, że „szczepionki zabijają”. To łączenie w ciąg przyczynowo-skutkowy zdarzeń, które nie mają ze sobą związku, też jest właściwością ludzkiego mózgu. Dzięki niej jesteśmy w stanie sprawniej funkcjonować, np. ktoś zjadł na sawannie jakieś jagody, a potem zmarł, więc kolejny już ich nie będzie jadł. Jednak tutaj wyciągane są nieuprawnione wnioski, bo często nawet nie wiadomo, czy dany człowiek
był zaszczepiony.

Co nam daje taka gimnastyka umysłowa?

W wierze w teorie spiskowe – bo one stanowią silny komponent poglądów antyszczepionkowych – istotne jest złudzenie ponadprzeciętności, czyli błędne przekonanie o byciu lepszym od innych. Jestem mądrzejsza, bo wniknęłam w ten system, byłam w stanie go rozpracować. Nie wierzę temu, co mówi Ministerstwo Zdrowia, WHO, Europejska Agencja Leków – wszystkie te instytucje są elementem ogólnoświatowego spisku, którym rządzi Bill Gates i Big Pharma. A ja, zwykła kobieta, połączyłam te kropki. Poczucie wyjątkowości cechuje wielu ludzi wierzących w teorie spiskowe.

Zastanawiam się, jak to się dzieje, że medyk nagle przechodzi na tę drugą stronę i zaczyna głośno zaprzeczać całej wiedzy naukowej, którą zdobył w ciągu lat ciężkich studiów, a potem pracy zawodowej. Może zbyt idealizujemy przedstawicieli zawodów zaufania publicznego, którzy mogą postępować tak samo nieetycznie jak inni ludzie?

To prawda, że w dziedzinie zdrowia to właśnie lekarze dotychczas cieszyli się największym zaufaniem społecznym. Nasza wiara w to, że profesor jest nieomylny, mogła też doprowadzić do tego, że on sam w to uwierzył. Istnieje coś takiego jak syndrom noblisty – człowiek po otrzymaniu Nagrody Nobla myśli, że jest tak mądry, że zaczyna się wypowiadać na tematy w ogóle nie związane z jego dziedziną. James Watson, szanowany genetyk uhonorowany Noblem za odkrycie podwójnej helisy DNA, wygłasza poglądy rasistowskie i homofobiczne, które się w głowie nie mieszczą. Ale ten syndrom dotyczy ludzi z wieloma tytułami naukowymi. A dlaczego wielu medyków przechodzi na „ciemną stronę mocy”? Nie wiem. Nie jestem socjologiem i wolę nie spekulować.

W odróżnieniu od niektórych…

Myślę, że ważne jest, żeby umieć powiedzieć, dokąd nasza wiedza nie sięga.

 

Fot. Julia Knap

Aleksandra i Piotr Stanisławscy
Blogerzy z wyboru, dziennikarze naukowi i radiowcy z powołania. O nauce piszą i mówią od blisko 20 lat. Laureaci nagród Popularyzator Nauki i POP Science. Współtwórcy bloga Crazy Nauka – największego bloga popularnonaukowego
w Polsce, i audycji „Homo Science” w radiu TOK FM. Autorzy książki „Fakt, nie mit”, w której rozprawiają się z najpopularniejszymi mitami naukowymi, m.in. związanymi ze zmianami klimatu czy telefonią 5G.

Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
1
Przykro
0
Super
0
wow
0
Wrr
4

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry