Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"
– Po wyjściu ze szpitala spędziłem dwa i pół miesiąca w ośrodku rehabilitacyjnym. To było moje wybawienie – tak ten okres podsumowuje aktor Jacek Rozenek, który trzy lata temu doznał udaru.
Siedziałem w samochodzie. Byłem w jakimś półśnie, czułem się fatalnie, nie mogłem się otrząsnąć z tego stanu. Wiedziałem, że dzieje się ze mną coś bardzo złego, ale nie byłem w stanie się poruszyć. Po jakimś czasie się ocknąłem i zorientowałem, że rękę i nogę mam niesprawną. Nie miałem pojęcia, że to udar, nawet nie znałem jego objawów. Wiedziałem jednak, że muszę wezwać pomoc. Tylko że tkwiłem na parkingu przy autostradzie, z którego nie mogłem wyjechać, bo nie byłem w stanie zmienić biegu. Zauważył mnie pracownik autostrady. Zastukał w szybę, zapytał, czy coś się stało, ale ja tylko bełkotałem. Na szczęście ten pan zadzwonił po pomoc i trafiłem do szpitala w Tczewie, a po jakimś czasie przewieziono mnie do Warszawy.
Lekarze uratowali mi życie, ale nie było mowy o żadnym przywracaniu sprawności. Dopiero po jakimś czasie się dowiedziałem, że stan był krytyczny. Lekarze byli przekonani, że zejdę, dlatego nie pozwalali mi nic robić, półtora miesiąca spędziłem na OIOM. Dopiero po wypisaniu z niego fizjoterapeutka ze szpitala się uparła, aby pozwolono mi ćwiczyć. Zgodzono się warunkowo na pół godziny dziennie. Do szału mnie to doprowadzało, bo chciałem się rehabilitować.
Po wyjściu ze szpitala spędziłem dwa i pół miesiąca w ośrodku rehabilitacyjnym. To było moje wybawienie. Tamtejsi specjaliści zaryzykowali i pozwolili mi ćwiczyć. Przy każdym ćwiczeniu mierzono mi ciśnienie, sprawdzano tętno. Serce było w tak złym stanie, że początkowo nie byłem w stanie poruszać się o własnych siłach. Po pierwszym tygodniu doszedłem już jednak do pięciu–sześciu godzin ćwiczeń dziennie. Najbardziej wkurzały mnie niedziele, bo wtedy nie było fizjoterapii!
Od udaru minęły trzy lata, a ja rehabilituję się codziennie! Poza zajęciami w klinice rehabilitacyjnej m.in. ćwiczę z piłką, szarfami, gumami. Uprawiam także jogę, która jest dla mnie idealną aktywnością, bo mam bardzo skrócone mięśnie, ale też mnie relaksuje. Czuję, jak puszczają mi mięśnie i że już niedługo będę mógł wykonywać te rzeczy, których jeszcze nie jestem w stanie. Bogu dziękuję, że ta joga istnieje.
Zawsze byłem aktywny fizycznie. Uprawiałem cross-fit, golf, strzelanie, pływanie – i do wszystkich tych aktywności już wróciłem. Miałem potworną afazję, ale dwa lata po udarze znów zacząłem grać w serialu i w teatrze. Ale w moich standardach jeszcze jestem niepełnosprawny. Czuję, że jest inaczej niż kiedyś. Nagrywam audiobooki, ludzie mówią, że brzmię dobrze, ale ja nie jestem w stanie siebie słuchać. Mój zawód nie wybacza niedoskonałości, ja je słyszę. Często muszę szukać w głowie słów. Mój sposób mówienia jest teraz uzależniony od bardzo wielu czynników: nastroju, pogody, zmęczenia i innych. Tak samo jest z chodzeniem. Są dni, że myślę sobie: „odpuściło mi”. A potem znów „zawijam” nogą. I nie jestem w stanie tego przeskoczyć.
Nie poddaję się i cały czas walczę. Gdy lekarze słyszą, co robię, to są przerażeni. Wiem, że gdybym ich słuchał, to nie uzyskałbym nawet 1/10 tego, co osiągnąłem. A fizjoterapeuci wiedzieli, że jeśli mi powiedzą „nie”, to i tak zrobię, co chcę, więc już lepiej mieć mnie na oku.
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"