Od połowy marca, kiedy kolejne rozporządzenia rządu zamykały poszczególne działy gospodarki, gabinet pustoszał. Drastycznie spadła liczba pacjentów. Do tego stopnia, że w którymś momencie nie było ich już ich wcale. Ale ja nie zamknąłem swojej praktyki fizjoterapeutycznej.
Piotr Górski – mgr rehabilitacji ruchowej z 25-letnim stażem, specjalista rehabilitacji I stopnia, specjalista osteopata, pracuje w prywatnym gabinecie na warszawskim Mokotowie.
Nie mogłem zostawić pacjentów
W zespole już wcześniej przygotowaliśmy informacje dla pacjentów i wdrażaliśmy procedury sanitarne. Prosiliśmy np. o niedotykanie klamek czy niepodawanie rąk na powitanie. Dezynfekowaliśmy gabinety. Zaczęliśmy też nosić maski. Dla mnie było to zresztą dość naturalne zachowanie. Pracuje tuż nad pacjentem i zazwyczaj dużo do niego mówię, więc maseczka jest jak najbardziej wskazana. Mimo obaw związanych z potencjalnym zagrożeniem kornawirusem, ale również wynikających z potencjalnych nieprzyjemności ze strony władz, byłem dostępny dla najbardziej potrzebujących pacjentów. Dużo pracuję z osobami przed lub tuż po operacjach neurochirurgicznych i nie wyobrażam sobie, że można ich zostawić bez pomocy. Zresztą, dla bezpieczeństwa obu stron, najczęściej moi pacjenci mieli skierowanie na rehabilitację od lekarza prowadzącego. W tym najtrudniejszym czasie miałem wielu pacjentów, ale troje z nich zapamiętałem szczególnie. Dla nich brak konsultacji z fizjoterapeutą mógł się skończyć poważnymi konsekwencjami medycznymi. Pierwszy to mężczyzna, który po artroskopowej rekonstrukcji barku i długim unieruchomieniu w ortozie wymagał natychmiastowej fizjoterapii. Trafił do mnie przez przypadek w czasie, gdy prawie wszystkie gabinety w Warszawie były już zamknięte. Również trochę przypadkowo znalazła mnie młoda kobieta, która właśnie opuściła szpital z masywną przepukliną i objawami neurologicznymi (opadającą stopą). Po konsultacji skierowałem ją do neurochirurga – pacjentka jest już szczęśliwie po operacji i ma sprawną stopę. Kolejna pani, którą pandemia zastała w trakcie diagnozy, nawet nie miała z kim skonsultować swoich badań obrazowych. Również trafiła już na stół neurochirurga i niedługo rozpocznie rehabilitację po operacji.
Fizjoterapeuta to zawód medyczny
Być może ryzykowałem, przyjmując tych czy innych pacjentów, ale mam ogromną satysfakcję, że mogłem im pomóc. W końcu jesteśmy przedstawicielami zawodu medycznego. Pojawiające się w przestrzeni publicznej wypowiedzi zrównujące fizjoterapię z usługami fryzjerskimi są nie tylko wyrazem braku szacunku, ale i niezrozumienia naszej profesji. Przypominam, że pierwszą ofiarą COVID-19 wśród pracowników służby zdrowia w Polsce był fizjoterapeuta z Radomia, który pracował z ciężko chorymi pacjentami i nie mógł ich pozostawić bez opieki.
„Grafik pandemiczny”
Pacjenci powoli zaczynają wypełniać gabinet, ale możemy przyjąć o połowę mniej osób niż normalnie. Pracujemy w tzw. „grafiku pandemicznym”, czyli uwzględniamy w nim czas potrzebny na dezynfekcje powierzchni po każdym pacjencie i wietrzenie pomieszczeń. Również lekarze neurochirurdzy dopiero powoli wracają do operowania kręgosłupów, a to oznacza dla mnie mniej pracy. Ciekawe, że nie ma dnia, abym nie konsultował osób z dolegliwościami bólowymi pleców wywołanymi długotrwałym siedzeniem. Mówią, że w trybie home office pracują dłużej niż zwykle. Można też przypuszczać, że domowe biurka i krzesła nie zawsze są odpowiednio dla nich dobrane, więc będą nam się pojawiać nowi pacjenci.