O deklaracji niesienia pomocy oraz strategiach na przetrwanie tego kryzysowego czasu rozmawiamy z Aleksandrą i Michałem Izydorczykami, właścicielami Dzielnego Misia Instytutu Terapii Funkcjonalnej.
Aleksandra Mróz: Państwa deklaracja gotowości do pomocy służbom medycznym w czasie epidemii budzi ogromny szacunek. To budujący gest i dobry przykład, że w najtrudniejszych czasach najbardziej liczy się współdziałanie. Na szczęście w chwili, w której rozmawiamy, sytuacja w Polsce nie wymaga jeszcze od Państwa stawienia się na pierwszej linii. Jak zatem realizujecie swoją potrzebę działania?
Michał Izydorczyk: Moim zdaniem, teraz jest czas na konsolidację środowiska fizjoterapeutycznego i natychmiastowe działanie. Obserwuję, jak w obliczu pandemii radzi sobie branża eventowa i hotelarska. Ich przedstawicie bardzo szybko połączyli siły i rozpoczęli rozmowy z rządem, aby zapewnić sobie finansowe wsparcie. Uważam, że jako fizjoterapeuci musimy zrobić to samo. KIF jest naszą jedyną reprezentacją. Jeżeli mamy zapewnić sobie jako grupa zawodowa jakąkolwiek pomoc instytucjonalną – to tylko we współpracy z Izbą.
Niemal natychmiast po wysłaniu listu zostałem zaproszony do włączenia się w prace sztabu kryzysowego KIF. Cieszę się, że moje wieloletnie doświadczenie zdobyte w dużych organizacjach okazuje się teraz przydatne.
AM: Jak ocenia Pan działania sztabu?
MI: Praca w sztabie toczy się wielowątkowo, a priorytety są jasno wyznaczone. Muszę przyznać, że działa to jak dobrze zorganizowana korporacja. Uważam jednak, że także poza pracą w sztabie mamy dużo do zrobienia. Ważne jest, aby opinia publiczna dostrzegła problemy związane z zamknięciem ośrodków i gabinetów fizjoterapii. W naszym przypadku powoduje to wstrzymanie regularnej terapii u dzieci niepełnosprawnych. Postaraliśmy się nadać sprawie trochę rozgłosu medialnego. Jeden z naszych pacjentów został bohaterem reportażu w dużym portalu internetowym, na publikację czekają kolejne materiały prasowe. Mamy świadomość, że jako środowisko nie mamy zbyt wiele czasu, aby zapobiec najgorszemu scenariuszowi. Wiele prywatnych gabinetów w ostatnim dniu marca zwolniło swoich pracowników.
AM: Jak w tej trudnej sytuacji radzi sobie Państwa ośrodek?
MI: Zamknęliśmy ośrodek w dniu wydania zaleceń KIF. To oznacza, że od 13 marca nie przyjmujemy pacjentów. Decyzję o natychmiastowym wstrzymaniu pracy podjęliśmy także z powodu poczucia odpowiedzialności za naszych małych podopiecznych. Pracujemy z dziećmi niepełnosprawnymi, z obniżoną odpornością i wiemy, że dla nich zakażenie koronawirusem może się wiązać z poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi.
Nasz ośrodek jest duży – zatrudniamy 26 osób, głównie fizjoterapeutów, ale też psychologów i neurologopedów. Pod naszą opieką jest ponad setka dzieci dziennie, które kompleksowo rehabilitujemy, więc spędzają u nas dużo czasu.
AM: Jakie konsekwencje niesie dla Państwa zamknięcie ośrodka?
MI: Po pierwsze – mamy duży problem finansowy. Działamy chyba dość nietypowo, jak na branżę fizjoterapeutyczną, bo nasi pracownicy zatrudnieni są na umowy o pracę. Wybór takiej formy zatrudnienia to była nasza decyzja biznesowa, podjęta na początku działalności. Chcemy normalności w tej branży, również w obszarze prawa pracy. Ludzie mają prawo czuć się zawodowo bezpieczni. Chcieliśmy też być konkurencyjni na rynku i sprawić, aby najlepsi specjaliści chcieli z nami pracować. Nasi pracownicy to doceniają, na razie dostają normalnie pensje w przeciwieństwie do swoich kolegów fizjoterapeutów, którzy z dnia na dzień stracili możliwość zarobkowania. Z punktu widzenia finansów firmy jest to jednak bardzo trudna sytuacja. Opłacenie 26 etatów to ogromne obciążenie. I dlatego od pierwszego dnia zamknięcia ośrodka zaczęliśmy bardzo mocno pracować nad strategią przetrwania. Liczymy na to, że po wygaśnięciu epidemii pacjenci wrócą do fizjoterapeutów i uda się naszej branży wyjść z kłopotów
Aleksandra Izydorczyk, mgr fizjoterapii: Mamy jednak świadomość, że nawet jak będziemy już mogli otworzyć ośrodek, to naszym pacjentom wciąż będzie groziło zakażenie. Planujemy zachowanie wyjątkowych środków ostrożności, jak praca w strojach ochronnych. Dotyczy to zwłaszcza tych pacjentów, którzy przez zaniechanie terapii na czas pandemii cofają się. Problem dotyczy m.in. funkcji oddechowych w przypadku osób z zanikiem mięśni.
AM: Jakie przyjęliście strategie na tą chwilę i co robicie dla swoich pacjentów?
MI: Zaczęliśmy opracowywać różne scenariusze. Biorąc pod uwagę, ile mamy zaoszczędzonego kapitału i to, jakie mamy koszty, to sytuacja nie przedstawia się optymistycznie. Środków starczy nam na wypłaty marcowe, dzięki temu, że obcięliśmy wszystkie zbędne koszty. Szukamy nawet najmniejszych oszczędności – wyłączyliśmy lodówki, oddaliśmy dystrybutor do wody. Zostają trzy stałe koszty, których nie da się wyeliminować: pensje, ZUS i czynsz.
Pensje kwietniowe nie mają już pełnego pokrycia, brakuje nam środków dla 5 osób.
Jesteśmy z naszymi ludźmi bardzo szczerzy, znają sytuację finansową ośrodka. Zaproponowaliśmy, aby wszyscy pracownicy zgodzili się na ograniczenie swoich etatów od 25 do 50 procent. Wtedy pensje otrzymają wszyscy. Jednak w maj wkraczamy z pustym kontem. Jeśli nie wrócimy do pracy do tego czasu lub nie nadejdzie konkretna i wymierna pomoc ze strony rządu, to widmo upadłości staje się bardzo realne.
Moglibyśmy oczywiście jeszcze w marcu wręczyć wszystkim wypowiedzenia, ale czujemy się odpowiedzialni za naszych pracowników. Oni przecież budowali z nami firmę i pozostawianie ich bez środków do życia jest po prostu nie fair.
AM: Co jest dla Państwa teraz najtrudniejsze w utrzymaniu ośrodka?
MI: Najtrudniejsze jest to, nie nikt nie wie, ile czasu taka sytuacja będzie trwała. Gdybyśmy wiedzieli, że w maju wracamy do pracy, to jesteśmy w stanie budować jakiś scenariusz. Ale co, jeżeli będzie to wrzesień albo listopad? Zadajemy sobie pytanie: jak bardzo możemy się zadłużać i jak będziemy w stanie utrzymywać zespół? Na razie mamy zaplanowany czas do końca kwietnia.
AM: Liczycie Państwo na jakąś pomoc z zewnątrz?
MI: Trudno jest liczyć, że pomoc państwa będzie w obecnej sytuacji bardzo duża, ale na pewno warto się o nią starać. Póki co wiemy, że możemy liczyć wyłącznie na siebie. Jeśli chodzi o czynsz, który w naszym przypadku jest wysoki, na razie nie ulega on zmianie. Może gdybyśmy wynajmowali lokal od miasta, to mielibyśmy szansę na zniżkę, ale nasz lokal należy do spółki skarbu państwa i na razie nie ma z jej strony zgody na okresowe obniżenie wysokości czynszu.
AM: Co zatem możecie jeszcze zrobić?
MI: Próbujemy w minimalnym stopniu prowadzić dalej firmę i generować jakiekolwiek przychody. Stawiamy na kontynuację terapii z naszymi pacjentami z wykorzystaniem nowoczesnych form komunikacji. Specjalizujemy się w fizjoterapii neurologicznej i jesteśmy świadomi, że przerwanie fizjoterapii może skutkować regresem stanu funkcjonowania naszych podopiecznych. Stąd, łącząc potrzeby nasze i naszych pacjentów, od razu uruchomiliśmy możliwość konsultacji online.
AI: Nasi pacjenci chorują na wiele chorób m.in.: różne zespoły genetyczne, mózgowe porażenie dziecięce, mają przepukliny oponowo-rdzeniowe. Trafiają do nas wcześniaki i inne dzieci z zagrożeniem zdrowia. Właściwie nie prowadzimy fizjoterapii tzw. zdrowych dzieci. Zamknięcie ośrodka wywołało zrozumiałą falę niepokoju u opiekunów naszych pacjentów. Wiedzieliśmy, że musimy zaproponować im jakieś alternatywne metody pracy. Jedynym bezpiecznym rozwiązaniem było właśnie uruchomienie konsultacji online. Nie jest to oczywiście proste. Pacjenci nie zawsze mają wystarczające zdolności intelektualne, aby zrozumieć polecenia terapeuty. W ich domach nie zawsze znajdziemy też sprzęt potrzebny do terapii.
AM: Jak wygląda terapia online?
AI: Pierwszy krok to wycieczka z włączoną kamerą po domu pacjenta. Terapeuta widzi, jakie sprzęty są w domu, jakie zabawki posiada dziecko i na tej podstawie może tworzyć plan pracy. Wspólnie z rodzicami organizujemy w domu kącik fizjoterapeutyczny i tłumaczymy małemu pacjentowi, że od teraz będzie to jego miejsce pracy. Wyrwanie z codziennej rutyny, porządku dnia, nawet dla zdrowych dzieci bywa trudne, ale one są w stanie sobie z tym poradzić. Naszym pacjentom w takiej sytuacji często „włączają się” różne autostymulacje, które pogłębiają konsekwencje braku odpowiedniego ruchu.
Drugim ważnym aspektem jest uspokojenie opiekuna, danie mu poczucia bezpieczeństwa i wsparcia. Zapewnienie, że wraz z terapeutą jest w stanie pomóc swojemu dziecku.
Po trzecie, wprowadzamy dziecku plan dnia i tygodnia. Wszelkie jego aktywności są rozpisane: praca z terapeutą i innymi specjalistami, czas na pionizowanie, jedzenie, zabawę, odpoczynek, ewentualny spacer (o ile to bezpieczne). To wprowadza dzieciom nowy, bezpieczny schemat dnia.
Po etapie planowania, już podczas samej terapii online terapeuta kieruje ruchem opiekuna i w miarę potrzeby koryguje pozycje dziecka. W przypadku mniejszych dzieci lub tych z trudnościami intelektualnymi terapeuta może demonstrować rodzicowi ćwiczenia na modelu lalki. Stwarzamy też nowe warunki zabawy z dzieckiem, które faktycznie są ćwiczeniem, np. podawanie dziecku zabawki w określony sposób wymuszający pożądany ruch.
Po każdej sesji terapeutycznej wysyłamy do rodziców podsumowanie pracy i ewentualne zalecenia.
AM: Czy rodzice są zadowoleni z tej formy terapii?
AI: Ci, którzy z niej skorzystali, tak. Zdaniem tych rodziców dzieci chętnie ćwiczą z ulubionymi fizjoterapeutami. A oni sami na brali pewności, że pod nadzorem specjalisty mogą przeciwdziałać negatywnym skutkom przerwania tradycyjnej terapii. Wielu z naszych pacjentów doświadczyło już np. bolesnych przykurczów kończyn dolnych.
AM: Dużo rodzin skorzystało już z Państwa oferty online?
AI: Nie jest to jeszcze liczna grupa. Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób nieufnie podchodzi do terapii online. Liczymy, że wraz z przedłużającą się kwarantanną i rosnącą grupą zadowolonych rodziców, więcej opiekunów naszych pacjentów będzie się decydować na ten rodzaj terapii. Również my, fizjoterapeuci, musimy się przestawić na inny tryb pracy. Uznać, że nasza wiedza i doświadczenie są bezcenne, a odpowiednio podane mogą być bardzo pomocne.
MI: Chociaż na razie fizjoterapia świadczona online nie wpływa znacząco na naszą sytuację finansową, to muszę przyznać, że pozytywne opinie o tej formie, które do nas docierają, sprawiają, że rozważamy pozostawienie tej opcji terapii w naszej stałej ofercie.
AM: Dziękuję za rozmowę i życzę jak najlepszego zakończenia sytuacji kryzysowej.
Ewa Matkowska, mama pięcioletniej Kornelii
Przerwa w terapii to katastrofa
U Kornelii, która w ciągu ostatniego pół roku zrobiła bardzo duże postępy w wielu dziedzinach – pionizacji, chodzeniu, funkcji rąk, komunikacji alternatywnej – już widać negatywne skutki braku codziennej fizjoterapii. Przerwy w terapii nie można określić inaczej niż katastrofa! Dlatego nie można do tego dopuścić, trzeba wykorzystać wszystkie możliwe środki. Żyjemy w XXI wieku, jeżeli mój syn może mieć lekcje online, to dlaczego byśmy nie mogli mieć terapii online?
Dwa ośrodki, w których odbywa się terapia Kornelii, wprowadziły taką możliwość. Pod okiem fizjoterapeutów możemy kontynuować terapie np. metodami Vojty i Bobath. Podczas wideokonferencji specjalista tłumaczy, co mam robić i koryguje moje ruchy. Jestem wtedy jego rękoma, choć nieudolnymi. Bez jego pomocy jednak bym nic nie zrobiła albo wykonała to wszystko o wiele gorzej.
Staram się aktywnie przekonywać mamy, które znam, żeby też spróbowały terapii online. Przyznaję, że na pierwszych zajęciach też nie bardzo wiedziałam, czy nam się uda, ale okazuje się, że przy dobrej woli z obu stron jesteśmy w stanie zapewnić dziecku bardzo wartościowe zajęcia.
Rodzice się tego boją, bo tego nie znają, jest to dla nich coś nowego. Fizjoterapeuci też się pewnie obawiają, na co dzień pracują przecież własnymi rękoma, a teraz muszą pracować czyimiś i do tego niewykwalifikowanymi. Jest to bardzo trudne, ale da się to zrobić, czego jesteśmy najlepszym przykładem.
Ewa Mazur, mama dziesięcioletniego Kuby
Namiastka normalności
Mamy to szczęście, że nasze dziecko jest w miarę sprawne. Kuba ma 10 lat, intelektualnie przewyższa swoich rówieśników, sam chodzi. W naszym przypadku najważniejsze jest więc zapewnienie mu odpowiedniego ruchu w czasie kwarantanny, żeby siła mięśni, nad którą pracowaliśmy przez 10 lat jego życia, została utrzymana.
Dlatego od tygodnia prowadzimy telerehabilitację przez Skype’a. Ćwiczymy trzy razy w tygodniu po godzinie. Cieszę się, bo widzę, że Kuba naprawdę ćwiczy, kończy zajęcia cały spocony, ciężko pracuje. Na samym początku ustaliliśmy z terapeutą plan działania, zadecydowaliśmy, co jest teraz ważne i nad czym musimy pracować. Postanowiliśmy, że skupimy się na wzmocnieniu mięśni brzucha i pośladków.
Gdy nie było możliwości terapii online, sama ćwiczyłam z Kubą w domu. Wiadomo jednak jak to jest – to fizjoterapeuta jest dla dziecka autorytetem. Poza tym jestem laikiem, nie jestem w stanie ocenić, czy dane ćwiczenie jest dla syna w danym momencie odpowiednie i czy dobrze je wykonujemy. Oczywiście naszemu fizjoterapeucie zdalnie jest trudniej skontrolować i skorygować to, co robimy, niż gdy pracuje stacjonarnie. Jednak obecnie jest to dla nas namiastka normalności.
Agnieszka Jóźwicka, mama czteroletniego Olinka
Świat zaczął nam się walić
Olinek w ośrodku był zaopiekowany od A do Z. Robił jak na swoje możliwości duże postępy. Natomiast w tym momencie świat zaczął nam się walić, jeszcze nigdy nie mieliśmy tak długiej przerwy w fizjoterapii i już zaczynają się coraz większe problemy. Znacznie zwiększyła się spastyka w nogach, pojawiają się bardzo bolesne nocne skurcze. Masujemy go częściej niż normalnie, dajemy termofor, często także środki przeciwbólowe, ponieważ ból nie daje mu spać. Osłabieniu uległa część środkowa ciała, zmniejszyła się precyzja ruchu, zauważyłam większe spinanie się nóżek i rączek.
Ma też problem z odnalezieniem się w nowej sytuacji. Raz, że z racji wieku, dwa, że z powodu niepełnosprawności, nie do końca rozumie, co się dzieje. Tęskni za terapeutami, a mi też niekoniecznie daje się rehabilitować – mama to jednak mama. Na szczęście nasz ośrodek wyszedł z pomocą, uruchomili konsultację online, za co jestem im bardzo wdzięczna. Czytałam w internecie opinie niektórych fizjoterapeutów i rodziców, którzy uważają, że taka terapia jest bez sensu. Moim zdaniem ma to sens, mówię to z punktu widzenia totalnie pogubionej mamy. Nie wiem, jak ćwiczyć z synem, co z nim konkretnie robić, specjalistycznych zaleceń nie potrafię wykonać. Dlatego opcja konsultacji online jest dla mnie świetna, ponieważ jako rodzica bardzo mnie to mobilizuje. Daje mi to tzw. kopa do działania, a jednocześnie dostarcza informacji i edukuje. Poza tym pod okiem terapeuty czuję się pewniej. Wiem, że jeżeli patrzy na to, co robię, skoryguje moje ewentualne błędy, naprowadzi na właściwą ścieżkę. Zna moje dziecko pod względem fizjoterapeutycznym lepiej niż ja. Czuję się znacznie bardziej zaopiekowana, komfort psychiczny u mnie jest znacznie większy niż jeszcze chwilę temu, kiedy nie wiedziałam, że będą takie konsultacje. Kiedy myślałam, że zostaniemy pozostawieni sami sobie.
Ośrodek, w którym nasz syn ćwiczy, traktuję trochę jak drugi dom, byliśmy tam prawie codziennie, znam terapeutów, osoby z administracji. Przeżywam ich sytuację, bo zdaję sobie sprawę, że jeżeli ona się przeciągnie, takie ośrodki nie będą zarabiać. Ich przyszłość jest niepewna, a tym samym nieprzewidywalna jest przyszłość naszego dziecka. Jeśli oni się zamkną, my nie będziemy mieli gdzie wrócić. Włożyliśmy bardzo dużo pracy, pieniędzy i emocjonalnego zaangażowania we współpracę, co przyniosło bardzo dobre efekty. A teraz tak naprawdę możemy to wszystko stracić.