Prezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów - mgr rehabilitacji ruchowej, doktor nauk…
Żadne środowisko nie było przygotowane na epidemię. Nasza epoka nie mierzyła się jeszcze z takimi wyzwaniami i nie było wzorców postępowania, a kryzys ujawnił nie tylko nowe problemy, ale także uwypuklił te, których rozwiązanie wciąż odwlekano lub udawano, że ich nie ma.
Epidemia zastała nas w szpitalach, przychodniach, szkołach specjalnych, gabinetach i innych miejscach, w których z założenia stykają się ze sobą skrajne emocje, takie jak: strach, ból, cierpienie, wielkie nadzieje i oczekiwania, wielki wysiłek, akceptacja choroby, głębokie rozczarowania, zmiana planów życiowych w związku z chorobą… I nagle okazało się, że będzie jeszcze trudniej i nam, i pacjentom.
Mocniejsze baterie
Musieliśmy zweryfikować metody pracy i uzbroić w „mocniejsze baterie”. Zaczęliśmy się nawzajem „bać o siebie”. Źle pojmowane, ale szczere poszanowanie godności pacjenta, nie pozwalało wielu fizjoterapeutom na początku pandemii zakładać rękawiczek do pracy z chorym. Twierdzili, że to krępuje pacjentów oraz może zostać uznane za brak szacunku i zaufania wobec nich. Tak COVID-19 zarazili się pierwsi fizjoterapeuci. Podobnie było na początku epidemii, gdy odpowiedzialność i moralne przekonanie nakazywały pracę z pacjentami nawet wtedy, gdy pracodawcy nie dostarczyli masek i przyłbic. Tak zakaziła się pierwsza ofiara COVID-19 wśród fizjoterapeutów.
Pandemia u większości z nas pozytywnie zweryfikowała poczucie przynależności do zawodów medycznych. Inni, np. urzędnicy, mieli wątpliwości. My w przeważającej większości nie! Tylko bardzo mała część koleżanek i kolegów widziała się bardziej jako luksusowy dodatek do leczenia i miała nawet problem z powrotem do pracy po izolacji.
Drogowskaz jest w nas
Co dalej? Czy dylematy się skończyły? Wręcz przeciwnie, o czym świadczą codzienne rozmowy, które odbywam z Wami i kierowanym przeze mnie zespołem w szpitalu. Wciąż się wahamy: jak szacować ryzyko? Czy poddać się presji przełożonego i zajmo wać się pacjentem bez właściwego zabezpieczenia w kombinezon, bo przecież wynik testu pacjenta na covid jest ujemny, podczas kiedy inni pacjenci są zakażeni? Czy lepiej zaprzestać rehabilitacji? Bo zarażenie pacjenta w ciężkim stanie i z niektórymi chorobami może skutkować jego śmiercią? Każdy dzień bez fizjoterapii to dla pacjenta strata i ryzyko powikłań, a nie ma już na oddziale środków ochronnych dla personelu. Mimo to spotkać się czy wstrzymywać? Czy ryzyko zakażenia chorego w czasie wizyty domowej jest większe od strat spowodowanych jego unieruchomieniem? Czy złamać ogólnopolski zakaz odwiedzin w szpitalach? Miliony pytań i wątpliwości. Poczucie odpowiedzialności, poczucie pewnej misji, radość z pracy z człowiekiem i satysfakcja z ratowania zdrowia powodują, że potrafimy odpowiedzieć sobie na wiele z nich.
Pacjenci neurologiczni, podobnie jak inni, nie mieli odwiedzin od wielu miesięcy. Tyle, że dla nich ten kontakt był przed pandemią częścią terapii. Ciężkie udary mózgu spowodowały afazję i nawet rozmowa telefoniczna z rodziną nie była dla nich możliwa. Depresja spowalniała proces rehabilitacji. Fizjoterapeuci w IPiN otworzyli „okna życia”, czyli zwykłe szpitalne okno w sali terapii zajęciowej na parterze. Czasem już od siódmej rano aż do późnego popołudnia chorzy mogli w bezpiecznym dla nich dystansie rozmawiać ze swoimi najbliższymi. Łzy mieszały się ze śmiechem… To nie przepis czy nakaz, a imperatyw moralny i wiedza moich koleżanek i kolegów podpowiedziały takie rozwiązanie.
W trakcie pandemii kolejka chorych urosła zarówno do prywatnych gabinetów fizjoterapeutycznych, jak i usług refundowanych. Kogo przyjąć w pierwszej kolejności? Jak wybierać? Balans pomiędzy naszą asertywnością a empatią zaburza się. Zaczyna w nas chwilowo zwyciężać asertywność. Bez niej koniec końców nie pomoglibyśmy nikomu: stres i praca pod presją dają o sobie znać, więc sami możemy się łatwo stać pacjentami. Maksymalnie obiektywizujemy potrzeby chorych i identyfikujemy tych najbardziej potrzebujących. Niestety, to powoduje też napięcia w relacjach z pacjentami, którzy muszą dłużej poczekać.
To zresztą nie jedyna linia napięcia z pacjentem i jego rodziną. W przypadku chorych przebywających w szpitalach informacje o stanie zdrowia możemy przekazywać tylko telefonicznie. Rodzina nie widzi naocznie efektów, ma do dyspozycji tylko relacje telefoniczne pacjenta i medyków, które są czasem rozbieżne. Opiekunowie najczęściej nie mają wystarczającej wiedzy do zrozumienia pewnych procesów. Co robić, kiedy rodzina domaga się zaprzestania terapii czy zmiany jej kierunku, bo obecna „nie przynosi efektów”? Jak rozmawiać spokojnie, skoro sami działamy pod presją?
Czy mogę odpocząć?
Pandemia uczy nas także dbania o siebie i innych w nowym wymiarze. Jak reagować na swoje gorsze samopoczucie? Uznać je za swoją słabość, którą należy pokonywać jak dawniej czy traktować jako zagrożenie dla pacjentów i współpracowników? Czy jeśli rano zadzwonię i powiem prawdę, że gorzej się czuję i nie będzie mnie w pracy, to przełożeni i koledzy mnie zrozumieją? Czy nie potraktują tego jako nadużycia, a nie wyraz mojej troski o nasze wspólne dobro?
W czasie szczytu pandemii pacjent leżący w szpitalu powiedział do mojej koleżanki fizjoterapeutki, że czuje się tam bezpieczniej i dlatego nie myśli o szybkim powrocie do domu. Tymczasem większość pacjentów na tym oddziale była już zakażona COVID-19!!! Pacjent o tym nie wiedział. Jak powinien zachować się fizjoterapeuta? Zdecydowanie w pierwszej kolejności zadbać o bezpieczeństwo swoje i pacjentów. Chory fizjoterapeuta nie jest w stanie pomóc. Również są sytuację, kiedy przerwa w rehabilitacji nie stanowi dużego problemu, a zakażenie covid – tak. Wtedy, choć zawsze musi to być indywidualna decyzja, należy czasowo wstrzymać terapię.
Szacunek dla praw, godności i autonomii pacjentów spowodował u nas ogromne dylematy moralne w stosunku do obowiązujących w stanie pandemii przepisów. Co zrobić z chorymi, którzy błagają o nieprzerywanie fizjoterapii, a prawo to nakazuje? Okazuje się, że dla wielu pacjentów sama nasza obecność jest dużo ważniejsza, niż „wynikałoby” to z dokumentacji medycznej.
Nerwowe reakcje, czasami oparte tylko na emocjach, towarzyszą nam na każdym kroku. Sam ich wielokrotnie doświadczyłem: „Panie prezesie zwracamy się z prośbą o sfinansowanie 70 testów na przeciwciała, są nam niezbędne!” czy „Jakim prawem Panie Prezesie zgadza się Pan, aby fizjoterapeuci wrócili do pracy? Nie ma Pan wyobraźni!”
Fizjoterapeuta to wartość
Po raz pierwszy od pięciu lat, czyli od czasu, kiedy mamy ustawę o zawodzie fizjoterapeuty, na nowo poczułem, że nasze środowisko znów postrzega swoją profesję jako ogromną wartość samą w sobie i jest lojalne wobec niej. W obliczu wiosennego lockdownu uznaliśmy autonomię i samodzielność profesji za wartość podstawową. To poskutkowało tym, że wyraźniej komunikowaliśmy ją w relacjach z innymi zawodami i poczuliśmy się równi w stosunku do innych profesjonalistów medycznych. Domagaliśmy się równego, a nawet lepszego zabezpieczenia i środków ochrony przed wirusem covid, gdyż uznaliśmy, że zagrożenie zakażeniem się w przypadku fizjoterapeutów jest największe. Nie znaleźliśmy usprawiedliwienia i nie zaakceptowaliśmy „zamknięcia fizjoterapii” w pierwszych miesiącach pandemii. Wspólnie udowodniliśmy, że jest immanentnym elementem leczenia, a nie mniej istotną usługą zdrowotną. Walka o nasze „ja”, merytoryczne argumenty, ale i integracja wewnętrzna nie wpłynęła na pogorszenie stosunków z innymi zawodami medycznymi, a wręcz znaleźliśmy u nich zrozumienie i akceptację.
Współpraca i solidarność zawodowa to chyba najbardziej odczuwalny, pozytywny efekt pandemii wśród fizjoterapeutów. Widziałem to osobiście wielokrotnie. Pamiętam relację z Dolnego Śląska: dwie koleżanki opowiadały, w jaki sposób pomagają sobie zakładać kombinezony ochronne przed wyjściem na oddział covidowy i jak bardzo nieodzowny był im wzajemny nadzór, kontrola oraz wsparcie i świadomość, że nie są z tym same.
Rozwaga to jedna z najcenniejszych cech, która była i jest nam potrzebna w pandemii. Przez jej nawet chwilowy brak możemy stracić wszystko – zdrowie swoje, najbliższych, przyjaciół i współpracowników. W kwietniu i maju miałem wrażenie, że wszyscy jesteśmy bohaterami filmu „Cena strachu” (najbardziej utożsamiam się z remakiem Wiliama Friedkina z 1977 roku) i wieziemy po bezdrożach Ameryki Południowej śmiertelnie niebezpieczny i wrażliwy na wstrząsy ładunek nitrogliceryny. Polscy fizjoterapeuci w czasie epidemii dobrowolnie i niejako instynktownie przyjęli współodpowiedzialność za realizację celów leczenia oraz w dużej mierze uznali swoją współodpowiedzialność za ewentualny brak ich realizacji. Okresowy brak personelu medycznego na oddziałach szpitalnych był i jest powszechny. Brakowało głównie lekarzy i pielęgniarek. Fizjoterapeuci zaczęli mierzyć ciśnienie, roznosić leki, wozić chorych na badania, karmić, ubierać, a nawet pielęgnować. Nie chodzi tu o przypadki przymuszania przez przełożonych (często niezgodne z prawem), ale dobrowolne działanie na rzecz chorych bez dodatkowej zapłaty.
Myślę, że z tej próby wyszliśmy wzmocnieni: udało nam się zaopiekować tymi, którzy potrzebują rehabilitacji z innych powodów niż covid, a po o 10 miesiącach większość chorych na covid w Polsce jest w warunkach szpitalnych objęta fizjoterapią. Zaczynaliśmy w tym zakresie od zera. „Żebraliśmy” jako KIF o objęcie fizjoterapią tych chorych, bo jest ona niezbędna i zwiększa szansę na przeżycie. Chorzy nas docenili i zdecydowali za urzędników. Jak powiedziała koleżanka z Poznania: „Chorzy nie chcą żebyśmy odchodzili od ich łóżka, bo przynosimy im ulgę fizyczną i psychiczną, a oni nie wyobrażają sobie, że nas przy nich zabraknie”. To ogromny sukces!
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Prezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów - mgr rehabilitacji ruchowej, doktor nauk o kulturze fizycznej w dziedzinie rehabilitacji, doktor habilitowany nauk medycznych, specjalista fizjoterapii. Absolwent Wydziału Rehabilitacji Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego.