Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"
– Fizjoterapia zatoczyła koło – tak Jarosław Napiórkowski (rocznik 1955) opisuje zmiany, które dokonały się w ciągu przeszło 40 latach jego pracy. Obecnie jest kierownikiem Zakładu Fizjoterapii w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie, koordynatorem wojewódzkim Krajowej Izby Fizjoterapeutów i członkiem KRF. Wspomina, że gdy zaczynał swoją karierę pod koniec lat 70. XX w., podstawy polskiej fizjoterapii tworzone przez prof. Wiktora Degę czy prof. Andrzeja Seyfrieda były zbliżone do tych, do których dziś dąży KIF. Już wtedy w jego lubelskiej klinice pracowało się w teamie z lekarzem, psychologiem, logopedą, technikiem ortopedycznym i masażystą, a rehabilitant miał dużą swobodę w prowadzeniu terapii. – Wszystko zaczęło się zmieniać w latach 90. XX w. wraz z powstaniem kas chorych, a potem Narodowego Funduszu Zdrowia. Rola fizjoterapeutów zaczęła maleć, o wszystkim zaczął decydować lekarz. Dostawało się od lekarza listę zabiegów, które trzeba było powtarzać określoną liczbę razy i nie zastanawiać się nad ich skutecznością, a na co nie było ani miejsca, ani pieniędzy. Wielu z nas zajęło się tylko fizykoterapią, pracą powtarzalną i maszynową.
To była jedna z przyczyn, która zahamowała rozwój nie tylko samych fizjoterapeutów, ale i całej dziedziny. Innym powodem było także nieprowadzenie dokumentacji medycznej, która jest podstawą do wyciągania wniosków. Nie oceniano stanu funkcjonalnego pacjenta przed rozpoczęciem terapii ani na jej późniejszych etapach – nie robił tego ani lekarz, ani fizjoterapeuta.
Trudne zmiany
Tej regresji zaczęły się przeciwstawiać różne grupy, np. Fizjoterapia Polska czy Polskie Towarzystwo Fizjoterapii, które próbowały stworzyć podstawy naukowe do funkcjonowania fizjoterapii. Wtedy też narodził się pomysł stworzenia projektu ustawy o zawodzie fizjoterapeuty oraz ogólnopolskiego stowarzyszenia reprezentującego wszystkich przedstawicieli zawodu.
– Na początku tylko chciałem brać udział w warsztatach prowadzonych przez Stowarzyszenie Fizjoterapia Polska – mówi Marcin Błaszcz (rocznik 1993), doktorant na Akademii Wychowania Fizycznego im. Bronisława Czecha w Krakowie, fizjoterapeuta na Oddziale Rehabilitacji w NZOZ „Pasternik” i członek KRF. – Z czasem jednak zacząłem dostrzegać szansę, jaką dałoby nam wprowadzenie ustawy o naszym zawodzie, i zaangażowałem się w zbieranie podpisów pod jej projektem.
Przeprowadził badanie wśród 480 studentów fizjoterapii, aby zbadać ich stosunek do ustawy o zawodzie fizjoterapeuty i tworzącego się samorządu zawodowego. Większość z ankietowanych była dobrze nastawiona do proponowanych zmian, które miały przyjść wraz z ustawą i samorządem. Jednak wśród badanych, dla których składka była dużym obciążeniem finansowym, odsetek pozytywnych odpowiedzi był średnio o 37% niższy niż wśród osób, dla których składka była niewielkim obciążeniem. To pokazuje, w jak dużym stopniu samo płacenie składki wpływa na postrzeganie samorządu i ustawy. – Wiadomo, że nie wszyscy byli od początku otwarci na zmiany – dodaje Napiórkowski, który spotykał się z niechęcią także wśród doświadczonych fizjoterapeutów. – Jeśli ktoś od 20 czy 25 lat funkcjonował w jakimś modelu, to obawiał się nowych obowiązków, np. prowadzenia dokumentacji medycznej, weryfikowania swoich działań, oceny funkcjonalnej pacjenta. KIF na szczęście wydał wiele wytycznych, które pomagają odnaleźć się na nowo w zawodzie i jego procedurach. Wisienką na torcie jest aplikacja Finezjo, dzięki której w całej Polsce fizjoterapeuci mogą badać pacjentów w sposób jednolity – a to jest niezbędne, abyśmy mogli się rozwijać!
W opinii Napiórkowskiego mierzenie się z tymi trudnościami jednak się fizjoterapeutom opłaciło – nie tylko zyskali status przedstawicieli samodzielnego zawodu medycznego, możliwość wpływania na proces leczenia swoich pacjentów, ale też motywację do ciągłego rozwoju i poszerzania swoich umiejętności chociażby podczas szkoleń organizowanych przez Izbę. Ich poziom wykształcenia doceniany jest nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Przedstawiciele izb w innych państwach przekonali się o tym dzięki wejściu KIF do struktur międzynarodowych.
My się zmieniamy, a co z NFZ?
Lista tego, co udało się zrobić w ciągu pierwszych pięciu lat funkcjonowania ustawy i pierwszej czteroletniej kadencji KIF jest długa, ale – jak mówią nasi rozmówcy – pracy jest jeszcze wiele. Marcin Błaszcz pracę rozpoczął rok przed wejściem ustawy w życie. Z perspektywy oddziału stacjonarnego ocenia, że dotychczasowe zmiany są zbyt małe, a samodzielność fizjoterapeuty w rzeczywistości niewiele różni się od tej sprzed ustawy. – Nadal codziennie podpisujemy się na karcie zabiegowej pod zleceniem lekarza. Nadal system wymaga od nas koncentracji na realizacji procedur, a nie na poprawie życia pacjenta. Fizjoterapia jest dynamicznym procesem diagnostyczno- terapeutycznym, więc o wiele sensowniejsze byłoby płacenie nam za czas poświęcony na realizację celów pacjenta.
Napiórkowski potwierdza, że konieczna jest zmiana w podejściu do fizjoterapii finansowanej przez płatnika publicznego. Problemów jest co niemiara, a z absurdami trzeba się mierzyć na każdym kroku np. z takim, że koszt wody do masażu wirowego jest wyższy niż kwota, którą Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za wykonanie takiego zabiegu. Powoduje to nieopłacalność wykonywania pewnych procedur. Błaszcz wspomina o kolejnym nielogicznym rozwiązaniu: – Dzięki zmianom, które zaszły, mógłbym zlecać wyroby medyczne, np. ortezę. Tylko że mam do tego prawo dopiero przy wypisie pacjenta, a przecież trzeba go jeszcze nauczyć, jak się z niej prawidłowo korzysta. Czas i miejsce na to miałbym na oddziale, ale prawne ograniczenia mi na to nie pozwalają.
Nadążyć za zmianami
Pasją Jarosława Napiórkowskiego, poza jazdą na nartach i gotowaniem, jest praca z dziećmi. Przyznaje, że to specyficzna działka fizjoterapii i nie każdy ma do niej predyspozycje, więc współpracowników dobiera bardzo uważnie. Muszą nie tylko umieć pracować z pacjentem, który nie jest w stanie komunikować się jak dorosły, ale też być odporni psychicznie. – Dużym wyzwaniem była dla mnie rehabilitacja mojego własnego dziecka – wspomina. – Ale udało mi się, trwało to cztery lata. Dziś mój syn jest w pełni zdrowym mężczyzną i nawet sam został fizjoterapeutą. Nie dziwię się, to przecież najlepszy zawód na świecie!
– Nie, ja siebie w ogóle nie widzę w pracy z dziećmi – mówi Marcin Błaszcz. – Właściwie od początku fascynowały mnie zagadnienia związane z udarami mózgu, więc dość naturalne było, że zacząłem pracę ze starszymi osobami. Ta praca daje mi dużo satysfakcji, bo bardzo wyraźnie widać jej efekty, np. kiedy ktoś nie potrafi zmienić pozycji leżącej, a potem zaczyna się obracać w łóżku, siadać, wstawać, a nawet chodzić. Dobrze się z nimi czuję – konkluduje.
Jarosław Napiórkowski podkreśla, że chyba nikt nie był w stanie przewidzieć tak szybkiego rozwoju fizjoterapii, jaki się dokonuje na naszych oczach. Dziś fizjoterapeuci są potrzebni właściwie we wszystkich dziedzinach medycyny, a – czego nie było na początku jego kariery – konieczne jest wprowadzenie szerokiej fizjoprofilaktyki w społeczeństwie. To wymóg obecnych czasów, które doprowadziły do zmiany naszego stylu życia. W efekcie dziś już nie tylko pracownicy biurowi potrzebują pomocy fizjoterapeuty, ale także ich nastoletnie dzieci. A wiadomo, że przecież lepiej zapobiegać, niż leczyć. To powoduje, że wśród reform, które trzeba pilnie przemyśleć i wprowadzić, jest wyspecjalizowanie fizjoterapeutów w różnych dziedzinach. Pole jest już tak szerokie, że nikt nie może być specjalistą od wszystkiego.
Marcin Błaszcz ma inną misję: – Patologię NFZ zobaczyłem jeszcze na studiach po rozpoczęciu wolontariatu w szpitalu. W jakimś sensie przekonałem się o niej także prywatnie, gdy babcia mojej żony potrzebowała fizjoterapii. Zapewnienie jej odpowiedniej opieki w ramach NFZ wydawało się niemożliwe, a przecież przez lata opłacała składki. Nie może być tak, że tysiące czy nawet miliony ludzi w Polsce cierpią z powodu bólu czy niepełnosprawności, bo ich nie stać na fizjoterapię – denerwuje się.
Tak, przed Izbą i całym środowiskiem jeszcze wiele koniecznych zmian, ale dziś jesteśmy już w innym miejscu niż przed wprowadzeniem ustawy. Napiórkowski podsumowuje: – Zaczynając prawie od zera, w ciągu tych pierwszych pięciu lat wytyczyliśmy kierunki. Pracujemy dalej.
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"