Teraz czytasz
Otyłe przedszkolaki

 

Otyłe przedszkolaki

  • O dzieciach, które coraz częściej trafiają do fizjoterapeuty z dużą nadwagą i wynikającymi z tego wadami postawy – mówi Zbigniew Zdrajkowski, specjalizujący się w fizjoterapii dzieci, w tym pacjentów otyłych.

Sporą grupę Pańskich pacjentów stanowią dzieci z otyłością. Skąd zainteresowanie akurat tym schorzeniem?

Zajmuję się dziećmi od 0 do 18. roku życia. To głównie niemowlęta i dzieci z różnego typu wadami postawy, wśród których rzeczywiście dużą grupę stanowią pacjenci z otyłością. Od wielu lat jestem związany ze Szpitalem Dziecięcym w Dziekanowie Leśnym. Na tamtejszy oddział endokrynologiczny od zawsze trafiały dzieci z dużą nadwagą. Kiedyś prowadziliśmy turnusy odchudzające, teraz przeprowadzamy instruktaż odchudzający, na podstawie którego dzieci ćwiczą w domu. Poza tym dziećmi z otyłością zajmuję się także w ramach prywatnej praktyki. To kwestia zapotrzebowania wśród młodych pacjentów.

Skoro są to m.in. pacjenci oddziału endokrynologicznego, to ich otyłość jest spowodowana chorobami na tle hormonalnym?

To się oczywiście zdarza, jednak większość pacjentów, która do mnie trafia, to są dzieci zdrowe, przebadane. Zwykle okazuje się, że ich waga nie ma nic wspólnego ze stanem zdrowia, który jest w porządku. Najczęstszą przyczyną otyłości jest po prostu zbyt duża podaż kaloryczna w stosunku do zbyt małej intensywności ruchu. Dotyczy to nawet pacjentów z otyłością olbrzymią, których mamy coraz więcej. Pamiętam trzynastoletniego chłopca, który ważył prawie 200 kg. Został przebadany na wszelkie choroby i nic nie znaleziono. Z czasem u takich pacjentów pojawiają się schorzenia wtórne, jak np. cukrzyca, ale to jest konsekwencja otyłości, a nie przyczyna.

Kiedy wiosną dzieci wróciły do szkół po wielu miesiącach nauki zdalnej, nauczyciele zwracali uwagę, że część uczniów wyraźnie przytyła. Zauważył Pan taką tendencję w ciągu ostatnich dwóch lat?

Na pewno coraz więcej uczniów ma problem z utrzymaniem prawidłowej masy ciała. Rozmawiałem o tym ostatnio ze współpracowniczkami. Zwróciły uwagę, że najbardziej to widać nie u nastolatków, które dotąd kojarzyły nam się z szybkim przybieraniem na masie ciała, ale wśród młodszych dzieci, takich cztero-, pięcioletnich.

Otyłe przedszkolaki?

Tak, mamy do czynienia z tak młodymi pacjentami. Lockdown zaburzył ich codzienną rutynę. W przedszkolu dzieci mają ustalony rytm posiłków, a w przypadku uczniów – obiady w szkołach. W trakcie nauki zdalnej zapewne wielu tej regularności zabrakło, zaczęło się podjadanie, pewnie też trochę z nudy.

Z dorosłymi było podobnie.

No właśnie. Inaczej się żywimy, gdy chodzimy do pracy, a inaczej w domu, szczególnie gdy właśnie pojawi się nuda, monotonia. Częścią dzieci zajmowali się dziadkowie, którzy lubią rozpieszczać wnuki słodyczami. A jeśli opiekowali się nimi rodzice pracujący zdalnie, to czasem, żeby mieć chwilę spokoju, machali ręką, gdy dziecko sięgało po coś kalorycznego. A to batonik, a to ciasteczko, soczki i te koszmarnie kaloryczne słodkie wody, które tylko udają wodę mineralną. Równocześnie przybyło nam pacjentów z bólami kręgosłupa, które pojawiają się w coraz młodszym wieku. Zdarza się, że w trakcie instruktażu odchudzającego rodzic wspomina, że jego sześcioletnie dziecko ma bóle odcinka szyjnego. To kwestia nie tylko przytycia w pandemii, ale też ogólnej zmiany stylu życia. Kiedyś dzieciaki zapewniały sobie codzienną dawkę ruchu na podwórku, a teraz jest on ograniczony do zajęć pozaszkolnych, zorganizowanych.

A na początku pandemii wiele zajęć zostało zawieszonych, nie wszystkie ponownie ruszyły, a poza tym część rodziców boi się puszczać na nie dzieci w obawie przed zarażeniem.

Do tego dzieci coraz więcej czasu spędzają w szkole, gdzie głównie siedzą. Rodzice też coraz dłużej pracują, więc i później je odbierają. Najczęściej więc raz czy dwa razy w tygodniu przewożą je ze szkoły na zorganizowane zajęcia, niekoniecznie przecież ruchowe. Dziecko nienawykłe do takiego codziennego ruchu, jak bieganie z kolegami po podwórku czy spacery z rodzicami, samo nie umie sobie go zorganizować. Nudę zabija w szybki i łatwy sposób, czyli chwyta za telefon komórkowy albo włącza komputer.

Jak wygląda instruktaż odchudzający dla dzieci?

Dzieci muszą sobie z tym radzić w domu, więc dajemy proste zalecenia, dobieramy formę ruchu dostosowaną do pacjenta. Ćwiczenia aerobowe to najczęściej spacer, rower, basen. Musi to być aktywność, którą dziecko lubi, bo tylko wtedy będzie ją wykonywać. Zalecamy także zmianę sposobu odżywiania.

Zastanawiam się, na ile od takiego kilkulatka czy nawet 15-latka możemy wymagać, że będzie przestrzegał długofalowo nowych reguł, które przecież dla osób dorosłych okazują się często zbyt trudne.

Oczywiście ma Pani rację. Współpraca rodziców jest niezbędna, bez tego to się nie uda. Można zaangażować psychologa, dietetyka, fizjoterapeutę i kogo tam się jeszcze chce, ale dziecko zwykle jest na tyle niedojrzałe, że będzie mieć problem z utrzymaniem dyscypliny. Kiedy prowadziliśmy turnusy odchudzające, dzieciaki pięknie chudły. Dostawały inne jedzenie niż w domu, nie było słodyczy, słodkich napojów. Ruch naprawdę był w dawce umiarkowanej – to były proste ćwiczenia ogólnorozwojowe, spacery, żadne katowanie. Dzieciaki wracały do domu, kilogramy też wracały.

Redakcja poleca

Pamięta Pan może, jak wyglądali rodzice tamtego chłopca z otyłością olbrzymią? Też byli otyli?

Kojarzę tylko mamę. Była szczupła, zadbana. Ale to zdarza się bardzo często. Tak samo o tym, czy dziecko będzie szczupłe, czy nie, nie świadczy np. status finansowy, wykształcenie rodziców. Zresztą, choć może wydawać się to dziwne w XXI w., wciąż pokutuje myślenie, że grube dziecko, to szczęśliwe dziecko. I to kwestia nie tylko pokolenia np. moich rodziców, ale też i moich rówieśników. Dziecko nie może być za chude i już!

Jak zachęcić dziecko do sportu, szczególnie teraz, gdy jest coraz zimniej i szybciej robi się ciemno?

Samemu się ruszać! I uczyć tego samego dzieci od małego. Ja propaguję najprostsze formy. Życie teraz tak wygląda, że dziecko odwozi się samochodem do przedszkola czy szkoły, sami na zakupy podjeżdżamy nawet jeśli to tylko kawałek. Pójdźmy do tego przedszkola na piechotę, przynieśmy zakupy w rękach – naprawdę nic się nam od tego nie stanie, a dziecko zobaczy, że nie wszędzie trzeba jeździć.

Zaraz zacznie się sezon narciarski. Jak przygotować dziecko na rodzinny wyjazd – jeśli oczywiście covid nam pozwoli?

Po pierwsze przestać je ciągle zwalniać z W-F, te dwie czy trzy godziny w tygodniu to zawsze jakiś ruch. Naprawdę jest niewiele przypadków, gdy dziecko powinno zrezygnować z jakichkolwiek ćwiczeń. Nawet jeśli jest po urazie czy ma skoliozę, może brać udział w lekcjach wychowania fizycznego. Przed nartami to koniecznie trzeba ćwiczyć przysiady, żeby wzmocnić mięśnie czworogłowe ud i pośladki. Do tego przyda się wzmocnienie brzucha, grzbietu. Można zorganizować taką gimnastykę w domu dla całej rodziny, jest masa filmów instruktażowych, które podpowiedzą, co robić. Jeśli człowiek całe dnie siedzi za biurkiem (dotyczy to też dzieci), to potem pierwszy upadek na nartach może skończyć się naciągnięciem mięśnia czy skręceniem. Najlepiej więc zapewniać sobie ruch przez cały rok, a już absolutne minimum to dwa tygodnie przed wyjazdem, ale też nie przesadzić z intensywnością. Nie chodzi o to, żeby się przeciążyć jeszcze przed urlopem. Gdy już będziemy na stoku, należy się rozgrzać, rozruszać stawy, zrobić parę przysiadów. To niestety jest sport urazowy. Nie można się rzucać na głęboką wodę od pierwszego dnia. Im mniejsze wysportowanie, tym trzeba delikatniej zaczynać.

A może łyżwy? Teraz niemalże w każdym miasteczku organizują lodowisko, nie trzeba nigdzie wyjeżdżać.

Czemu nie, ale też niekoniecznie podjeżdżać samochodem pod samo lodowisko. Lepiej zrobić sobie spacer. To już będzie rozgrzewka.

mgr Zbigniew Zdrajkowski
specjalista fizjoterapii
Fot. fizjopunkt.pl
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Lubię to!
0
Przykro
0
Super
2
wow
0
Wrr
0

© 2020 Magazyn Głos Fizjoterapeuty. All Rights Reserved.
Polityka prywatności i regulamin    kif.info.pl

Do góry