Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"
Fizjoterapeuci na igrzyskach paraolimpijskich mają takie same zadania jak podczas igrzysk olimpijskich?
Podczas igrzysk paraolimpijskich na ogół mamy trzy zadania. Część z nas pełni funkcję szkoleniową i trenerską, np. trenerem naszej kadry pływackiej jest fizjoterapeuta. Jest to jednak coraz mniej liczna grupa. Od jakiegoś czasu mamy za to coraz więcej na igrzyskach fizjoterapeutów sportowych z prawdziwego zdarzenia, którzy zajmują się przygotowaniem, regeneracją i odnową zawodników. Trzecia funkcja, którą ja pełnię, to klasyfikator. To taki oficjel, który bierze udział w klasyfikowaniu i testowaniu sportowców. Zajmuję się diagnozą funkcjonalną, wykonuję proste testy oceny siły mięśniowej, zakresów ruchów w stawach, pomiarami długości kikutów kończyn, ale przede wszystkim oceną funkcjonalną– bardzo specyficzną, sprofilowaną na potrzeby w danym sporcie. Wymaga to od fizjoterapeuty sporego doświadczenia, wiedzy, umiejętności obserwacyjnych.
Klasyfikacja odbywa się przed igrzyskami?
Teraz już tylko przed. Przed laty dochodziło do sytuacji, że zawodnik przyjeżdżał na igrzyska i już w ich trakcie zmieniano mu klasę, co mogło niszczyć całe przygotowania i karierę sportową. Aktualnie podczas igrzysk możliwe są jedynie protesty i odwołania. Wówczas możemy dokonywać podczas zawodów dodatkowej obserwacji, ale jej wynik jest podawany i wdrażany dopiero po zakończeniu zawodów. Aktualnie w mediach głośna jest historia naszego niewidomego pływaka Wojtka Makowskiego. Oficjalnie powiedział, że jeden z jego niderlandzkich konkurentów nie jest osobą niewidomą, jak został sklasyfikowany, tylko niedowidzącą. Ma nagrane filmy, na których m.in. tamten zawodnik wskakuje do wody na główkę, a wcześniej rozgląda się, czy ktoś nie płynie na jego torze. Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z poważnym oszustwem.
Jak wygląda klasyfikowanie uczestników?
Każda dyscyplina ma swoje kryteria, odpowiem na podstawie tej, którą ja się zajmuję, czyli koszykówką na wózkach. Najpierw oceniamy, czy kandydat na zawodnika posiada jedno z siedmiu ograniczeń: deformację lub amputację kończyn, ograniczenie ruchomości w stawach, ograniczenie siły mięśniowej, różnicę w długości kończyn, ataksję, atetozę oraz hipertonię mięśniową. W kolejnym kroku sprawdzane jest, czy posiada tzw. minimalne kryteria niepełnosprawności kwalifikujące do udziału w zawodach w określonej dyscyplinie sportu. Trzecim, najważniejszym, etapem jest analiza funkcjonalna, podczas której przydzielane są zawodnikowi punkty od 1 do 4,5. Im mniej punktów, tym większe ograniczenia funkcjonalne posiada zawodnik. Osoba na pograniczu niepełnosprawności otrzymuje 4,5 pkt.
To oznacza, że jest wiele poddyscyplin koszykówki na wózkach? Dla samych 1, 2, 3 itd.?
Nie, w przypadku koszykówki na wózkach trener ma obowiązek wystawić pięciu zawodników, których suma punktów nie może przekraczać 14. Jak to ustawi, to już kwestia taktyki i możliwości drużyny. Dlatego w koszykówce na wózkach mamy jednego zwycięzcę w kategorii kobiet i mężczyzn. To sprawia, że dyscyplina należy do najbardziej prestiżowych podczas igrzysk, a finał rozgrywany jest na zakończenie zawodów.
A jak jest w innych dyscyplinach?
W samym pływaniu dla osób z grupy dysfunkcji narządu ruchu mamy aż 10 klas startowych. Komitet paraolimpijski próbuje je ograniczać, ale nie da się ich połączyć ze względu na zróżnicowanie funkcjonalne, wiec przed każdymi igrzyskami Międzynarodowy Komitet Paraolimpiski ogłasza, które z klas będą rywalizować w jakich konkurencjach. Bywały lata, że np. w konkurencji pchnięcia kulą było po 20 czy nawet 30 klas startowych, czyli 20–30 złotych medalistów paraolimpijskich w konkurencji.
To się zmienia?
Tak, doprowadziła do tego sama klasyfikacja funkcjonalna i głównie my, fizjoterapeuci. Jeszcze w latach 90. dominował system tzw. klasyfikacji medycznej. Dla fizjoterapeuty osoba z obustronną amputacją kończyny dolnej z krótkimi kikutami udowymi, osoba z niskim poziomem uszkodzenia rdzenia kręgowego oraz osoba z przepukliną oponowo-rdzeniową z dobrą stabilizacją tułowia to przedstawiciele tej samej grupy, gdyż ich możliwości funkcjonalne są podobne. Z kolei dla lekarza to osoby z trzech różnych grup niepełnosprawności, które powinny rywalizować oddzielnie o inny komplet medali paraolimpijskich. Klasyfikacja funkcjonalna umożliwiła redukcję klas, uporządkowanie i podniesienie poziomu sportowego i rangi zawodów paraolimpijskich. Wcześniej bywały klasy, w których startowało dosłownie kilku zawodników. Teraz zakwalifikowanie się do igrzysk to już duże osiągnięcie.
Zapewne nie wszystkim zawodnikom się to podoba. Z jednej strony jest presja zawodników, aby każda klasa brała udział w igrzyskach, ale z drugiej jest presja widzów, sponsorów, osób promujących sport. Dla odbiorców obejrzenie zawodów, podczas których obserwujemy rywalizację 30 klas jest po prostu nudne. Coś za coś. Na zawodach niższego szczebla jest więcej klas. Na igrzyskach paraolimpijskich jest presja widowiska – tu jest sport elitarny, wyczynowy.
Wspomniał Pan o sponsorach. Duże firmy są zainteresowane igrzyskami paraolimpijskimi?
Zainteresowanie jest coraz większe. Przełomem były igrzyska w Londynie 2012 r. Anglicy zmienili kompletnie podejście do osób z niepełnosprawnością. Wcześniej panowało takie samo, jakie możemy zaobserwować jeszcze u nas – nazywam je podejściem martyrologicznym. Zgodnie z nim OzN jest smutna, biedna, roszczeniowa, cierpiąca, potrzebująca pomocy. W Wielkiej Brytanii zmiana zaczęła się już przed igrzyskami, kiedy to w telewizji w godzinach wieczornych zaczęto nadawać najpierw program „Adam Hills Tonight”, a potem „The Last Leg”. Ich głównym prowadzącym był australijski komik Adam Hills, który urodził się bez prawej stopy. W „The Last Leg” towarzyszył mu jeszcze m.in. prezenter po amputacji kończyny dolnej. Programy przypominają trochę naszego Kubę Wojewódzkiego. Brytyjczycy zaczęli pokazywać osoby z niepełnosprawnościami w całkiem innym świetle niż dotąd. A poza tym ciągle podkreślano, że zaraz mamy igrzyska olimpijskie, a dwa tygodnie później paraolimpijskie. I jedni, i drudzy zawodnicy walczą o medale dla kraju, pod naszą flagą, więc musimy ich wspierać.
I poskutkowało?
Paradoksem było to, ze na niektórych konkurencjach obłożenie tych samych obiektów sportowych było większe na igrzyskach paraolimpijskich niż olimpijskich.
Może bilety były tańsze?
Tak, to też pewnie miało znaczenie, a także fakt, że to już był wrzesień, więc ludzie wrócili z wakacji. Jednak naprawdę coś się zmieniło. Przed Londynem nie spotkałem się z tak wielkim zainteresowaniem igrzyskami paraolimpijskimi, dotąd one były jakby obok. Już przed pandemią wiedzieliśmy, że biletów w Tokio sprzedało się o wiele więcej niż w Londynie, że będą to rekordowe igrzyska. Ale przyszedł covid, więc niestety odbędą się bez widzów.
Czy podczas igrzysk paraolimpijskich będzie Pan też pełnił funkcję fizjoterapeuty?
Nie, nie mógłbym. Zostałem za to oficerem covidovym. Jestem odpowiedzialny za stan zdrowia wszystkich przydzielonych mi oficjeli (sędziów, komisarzy, delegatów technicznych) z różnych kontynentów, uczestniczących w zawodach koszykówki na wózkach. W sumie to około 100 osób. Mam specjalne aplikacje, na których już teraz zbieram dane dotyczące zdrowia. Jestem odpowiedzialny za odpowiednie reagowanie, gdyby działo się z nimi coś niepokojącego.
Dlaczego zajął się pan akurat klasyfikacją koszykarzy?
Klasyfikacja w koszykówce jest najbardziej zbliżona do tego, co realizuje fizjoterapeuta
– dokonuje diagnostyki funkcjonalnej. Od czasów studenckich jestem związany z koszykówką na wózkach i pozostaję jej wierny.
Muszę więc zapytać, skąd zainteresowanie tym sportem.
Na fizjoterapię poszedłem, bo chciałem połączyć medycynę ze sportem. Na studiach od samego początku zaangażowałem się w działalność aktywnej rehabilitacji osób z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Najpierw byłem wolontariuszem, potem odbyłem praktyki z pacjentami z paraplegią. Z czasem zrobiłem kurs klasyfikatora, zostałem też trenerem koszykówki na wózkach. Mój zespół wygrywał puchar i mistrzostwo Polski, a także uczestniczył w pucharach Europy. Po ośmiu latach postanowiłem się na coś zdecydować, poszedłem drogą klasyfikacji międzynarodowej i aktualnie sam szkolę klasyfikatorów na całym świecie. I tak trwa to już ponad 20 lat.
Nie wolałby Pan pracować ze zdrowymi sportowcami?
Nie, jako fizjoterapeutę zafascynowało mnie klasyfikowanie. To taka czysta diagnostyka funkcjonalna, a ja nigdy nie lubiłem stosowania dla mnie nie do końca rzetelnego sprzętu, takiego jak np. goniometr. W koszykówce na wózkach trzeba mieć wiedzę, doświadczenie, wyczucie i być dobrym obserwatorem. Podczas diagnozy w szpitalu pacjent stara się pokazać swoje maksymalne możliwości. W sporcie zazwyczaj jest odwrotnie – zawodnicy udają, że są mniej sprawni niż to jest w rzeczywistości. To taka trochę gra między nami. Muszę wychwycić, gdy sportowiec oszukuje, poznać triki, wykazać się sprytem.
Brzmi to jak rola „złego gliny”?
I tak pewnie jesteśmy oceniani przez zawodników. Ale mógłbym odbić piłeczkę i powiedzieć, że mam do czynienia również ze „złymi zawodnikami”, którzy próbują oszukiwać. Są nacje, które są bardzo uczciwe, a inne mocno dają nam w kość. Pamiętam historię, gdy chciano wykazać, że grupa osób z porażeniem mózgowym ma o wiele większe napięcie mięśni niż ma w rzeczywistości, więc… umieszczono je w pojemnikach z lodem. W sumie około połowy koszykarzy ma funkcję lokomocji przy np. częściowym niedowładzie czy jednostronnej amputacji. A zdarza się, że przez dwa tygodnie podczas trwania zawodów nie schodzą z wózka. Wiec obserwujemy ich, gdzie się da – podczas wjeżdżania do autobusu, przy szwedzkim stole w restauracji.
Sprawdzacie wpisy w mediach społecznościowych?
Raczej nie, ale zdarza się, że osoby trzecie dają nam znać, że ktoś nie jest z nami szczery. W razie wątpliwości co do konkretnego zawodnika kontaktujemy się z klasyfikatorami z jego kraju i wymieniamy się informacjami.
Fizjoterapeuci garną się do pracy ze sportowcami z niepełnosprawnościami?
Praca ze pełnosprawnymi cieszy się o wiele większym powodzeniem, ale powoli się to zmienia, bo sport paraolimpijski mocno poszedł do przodu. Trzeba go oddzielić od tego uprawianego hobbystycznie czy terapeutycznie. Wtedy fizjoterapeuta jest bardziej animatorem i jego działania są ukierunkowane na terapię i promocję zdrowia. I nie jest to sport zawodowy, który jest na całkiem innym poziomie – wówczas potrzebujemy najlepszych specjalistów
Daj znać, co sądzisz o tym artykule :)
Redaktor "Głosu Fizjoterapeuty"